czwartek, 21 marca 2013

Rozdział 1


 Około 100 lat po zakończeniu akcji w anime.


  Zwykły dzień w Seireitei. Błękitne niebo przykrywały nieliczne, puszyste chmurki, słońce prażyło niemiłosiernie. Shinigami chowali się w cieniach drzew, lub chłodnych barakach, a wartownicy pocąc się w czarnych kimonach, odliczali czas do końca służby. Minuty wlekły się im jednak niemiłosiernie i nawet pite ukradkiem sake nie pozwalało zapomnieć o gorącu. Teoretycznie picie alkoholu na warcie było surowo wzbronione, ale tak naprawdę teraz, kiedy od ponad stu lat panował całkowity pokój, nikt już tak bardzo nie dbał o bezpieczeństwo. Przeszło wiek minął od pokonania wojsk Aizena i na horyzoncie nie pojawiło się żadne nowe zagrożenie.
Tak więc, był kolejny, piękny i spokojny dzień w Seireitei.
   Rudowłosy młodzieniec wspinał się stromymi, kamiennymi schodami na Wzgórze Soukyoku. Za sobą słyszał swoich przyjaciół. Drobna kobietka, o czarnych włosach stąpała cicho i z godnością, za to trzymający ją za rękę, czerwonowłosy i pokryty tatuażami dryblas, dyszał ciężko i przeklinał szpetnie pod nosem. Rudzielec i brunetka z przyzwyczajenia zupełnie zignorowali narzekania towarzysza.
   Pokonali w końcu niezliczoną ilość schodów i przeszli przez niewielki, za to gęsto pokryty drzewami obszar. Zatrzymali się na pustej, płaskiej przestrzeni kamiennego wzgórza i rozejrzeli wokół. Mieli stąd doskonały widok na okolice, jednak niewątpliwym minusem był fakt, że wzgórze ze względy na swą wysokość było bliżej słońca, które prażyło tutaj mocniej niż na dole.
   - Do diabła, z taką pogodą.. – Burknął Renji odczepiając od pasa kaburę z mieczem i kładąc ją pod drzewem. Zwalił się ociężale obok niej, opierając się wygodnie o korę i rozchełstując górę munduru.
   - Wciąż nie ogarniam za bardzo po co w ogóle przylazłeś tu z nami. – Odparł kąśliwie Ichigo, spoglądając na niego krzywo.
   - No jak to po co? Chciałeś nauczyć się magii demonicznej!
   - Szczególnie od ciebie. – Sarknął rudowłosy. – Nawet prostego zaklęcia obezwładniającego nie jesteś w stanie poprawnie wykonać!
   - Tyy! – Renji zerwał się spod drzewa, błyskawicznie wyszarpał katane z pochwy i zamachnął się na Ichigo. Przeszkodziła mu drobna dłoń należąca do jego ukochanej, która właśnie w brutalny sposób wylądowała na jego przedramieniu. Oczywiście tylko dlatego, że Rukia wyżej nie sięgała, ale liczyła się siła ciosu, która w tym wypadku była dość znaczna. Abarai postąpił kilka kroków w tył, aby złapać równowagę i zmierzył Kuchiki obrażonym spojrzeniem.
   - Ichigo ma rację. Przyszedłeś z nudów, więc chociaż nie przeszkadzaj. Albo weź udział w szkoleniu to może na coś ci się to przyda.
   - Nie dzięki, to ja już wolę popatrzeć jak sobie ten kretyn radzi. – Renji z powrotem usadowił się pod drzewem i naburmuszony założył ręce za głowę. – I się pośmiać. – Dodał złośliwie.
Rudowłosy zignorował zaczepkę i odkładając Zanpaktou pod sąsiednie drzewo, zmierzył tylko przyjaciela chłodnym, kpiącym spojrzeniem.
   - To od czego zaczynamy? – Ustawił się naprzeciwko Ruki, na środku pola. Może nie dawał tego po sobie poznać przez beznamiętny wyraz twarzy i obojętny ton, ale zależało mu na nauce Kido.
   - Sztuka Destrukcji Cztery, Biała Błyskawica. – Bez zbędnych wstępów przeszła do rzeczy.
Po chwili skupienia na jej dłoni wytworzyła się jasna energia o niewielkiej sile.
   - Byakurai. – Mruknęła Rukia i posłała błyskawicę w niebo, gdzie po chwili wybuchła, nie tworząc jednak zbytniego widowiska. Ot kilka błysków i kłębów dymu.
   Ichigo westchnął, ale cierpliwie od kilku lekcji czekał na naukę porządnych, potężnych zaklęć. Zdawał sobie sprawę, że panowanie nad energią duchową u niego kuleje, więc nawet z tak prostym czarem będzie miał problemy, a nie chciał narazić się pięści Ruki przez niepotrzebne narzekanie. Przymknął więc oczy dla większej koncentracji i wyciągnął przed siebie rękę. Na otwartej dłoni zatańczył jasny płomyczek i po chwili zgasł. Ichigo słysząc za sobą głupkowate rechotanie Renjiego zacisnął mocno zęby.
   - Spokojnie. – Mruknęła obojętnie Rukia, pewnie była przekonana, że nie uda mu się za pierwszym razem. – Wypowiedz inkantacje na głos i włóż w to więcej Reiatsu.
   Kurosaki wziął głęboki oddech i ponownie wyprostował rękę. Pozostał w tej pozycji kilkanaście sekund skupiając energię, aż został brutalnie przywrócony rzeczywistości przez wcale nie delikatne szturchnięcie między żebra łokciem dziewczyny. Łypnął na nią brązowym okiem i uniósł pytająco brew. Ze zdziwieniem obserwował jak prostuje się po wytrąceniu z równowagi i odgarnia włosy, które opadły jej na oczy.
   - Mniej Reiatsu! Jeszcze jedno takie trzęsienie ziemi i oskarżą cię o demolowanie Seireitei. – Burknęła zakładając ręce na piersi i mierząc go krytycznym spojrzeniem.
   - To mniej czy więcej, zdecyduj się wreszcie! – Jakkolwiek Ichigo zdawał się obojętny i opanowany, to ta mała osóbka często nadwyrężała jego zapasy cierpliwości.
   - Po środku! – Warknęła rozeźlona – To się czuje, musisz się skupić!
Ignorując chęć trzaśnięcia Renjiego w roześmiany pysk, przywołał się do porządku i trzeci już raz wyciągnął przed siebie rękę. Teraz całkiem nieźle szło mu zebranie odpowiedniej ilości energii, był pewny, że w końcu mu się uda.
   - Zaklęcie Destrukcyjne numer cztery. Biała błyskawica!  
   W momencie gdy wypowiadał inkantacje, Renji chrząknął głośno, przerywając ciszę i kompletnie wytrącając go z równowagi. Za późno było na anulowanie zaklęcia, a powstrzymywana siłą woli, niepożądana teraz energia, wyciekała z niego mimowolnie. Z jego dłoni wydobyła się olbrzymia ilość, oślepiającego światła, o mocy tysiąckrotnie większej niż czar Ruki. Zdążył tylko odepchnąć do tyłu zaskoczoną dziewczynę, nim kompletnie stracił panowanie nad zaklęciem i biała, długa błyskawica, wybuchła tuż przed nim. Siłą techniki został odrzucony do tyłu i z zadowoleniem stwierdził, że wylądował na Renjim amortyzując jego cielskiem upadek. Przygniatając czerwonowłosego do ziemi, obserwował kłęby piachu i kurzu unoszące się w miejscu wybuchu.
   - Złaź ze mnie kretynie! - Wydobył się spod niego przytłumiony, rozeźlony bełkot. Nim zdążył spełnić życzenie, został gwałtownie odepchnięty i uderzył rudą głową o drzewo.
   - To wszystko przez ciebie idioto! – Krzyknął i wstał z zamiarem rzucenia się na Abarai’a.
   Ten już przygotowywał się do ataku, ale przerwał im dziewczęcy kaszel. Przypominając sobie o Ruki, wymienili przerażone spojrzenia i pognali w miejsce z którego dochodził dźwięk. Kuchiki, odepchnięta przez Ichigo i dodatkowo odrzucona siłą energii, która trafiła do niej z większej odległości niż do rudowłosego, nie miała jednak tak przyjemnego lądowania. Odbiła się od twardego pnia i teraz leżała pod drzewem próbując złapać powietrze.
   - Głąby! Zamiast się kłócić pomóżcie mi! – Warknęła na ich widok, w przerwach między łapczywymi oddechami.
Renji natychmiast objął ją w pasie i pomógł wstać. Zbliżyli się do miejsca wybuchu i czekali, aż pył całkowicie opadnie. Ichigo podszedł bliżej i po chwili całą trójką zastygli w bezruchu, zupełnie nie spodziewając się widoku, który ujrzeli.
   - Co do cholery.. – Wymamrotał bezsensownie Abarai.
   Pozostali skwitowali to milczeniem i przysunęli się bliżej olbrzymiej wyrwy w ziemi. Stali teraz nad olbrzymią dziurą, w środku której nie znajdowały się jednak pokruszone kamienie, ziemia, ani cokolwiek czego można by się spodziewać, po wnętrzu olbrzymiej skały. Stali nad częściowo zawalonym pomieszczeniem. Nie znajdowało się w nim nic oprócz dużej, leżącej na środku, szklanej kapsuły. Wewnątrz tkwiła nieruchoma postać dziewczyny. Jej twarz, co rusz zakrywana falującymi włosami, nabrała dziwnej, upiornej barwy, przez soczyście zieloną ciesz w której się unosiła. Renji delikatnie odsunął od siebie Rukię i postąpił jeszcze kilka kroków w stronę krawędzi.
   - Nie schodź tam! – Wrzasnęła Kuchiki próbując schwycić go za rękaw kimona.
   Nie zdążył nawet zareagować, bo ziemia pod jego stopami zaczęła pękać. Gdyby nie szybka reakcja Ichigo, który odciągnął ich wszystkich od dziury, niewątpliwie wpadłby do środka razem z gruzem. Osuwająca się skała wywołała reakcję łańcuchową i po chwili więcej kamieni przysypało pomieszczenie, wznawiając tuman kurzu i piasku. Krztusząc się dławiącym pyłem i przysłaniając łzawiące oczy, odsunęli się kilkanaście kroków w tył. Czekali aż wiatr rozwieje dym, ale dzień był tak parny i pozbawiony silniejszych podmuchów powietrza, że musieli wykazać się cierpliwością. W pewnym momencie doszedł ich dźwięk tłuczonego szkła – jakiś kamień musiał upaść na kapsułę. Już mieli wymienić zatrwożone spojrzenia, gdy przerwał im wybuch olbrzymiego Reiatsu. Ichigo czuł się jakby w całe jego ciało wbito naraz setki ostrych mieczy. Zachwiał się i zaczerpnął gwałtownie powietrza. Gdyby sam nie posiadał pokaźnej ilości energii duchowej, pewnie osuwałby się omdlały na ziemie, tak jak to właśnie robiła Rukia. Podtrzymał ją Renji, pomimo tego, że sam słaniał się na nogach i drżał. Po pierwszym, gwałtownym kontakcie z taką ilością Reiatsu, ochłonęli nieco i pomimo wciąż ciężkich oddechów, wyprostowali się. Rukia otwarła oczy, ale wciąż opierała się ciałem o tors Renjiego. Dym nawet jeszcze nie zdążył opaść, gdy poczuli kolejne, wielkie źródło energii, tym razem znajdujące się za nimi. Odwrócili się błyskawicznie i stanęli oko w oko z przywódcami Gotei 13 oraz stojącym na środku Kapitanem Głównodowodzącym. Ściągnięci tu najwyraźniej zostali przez ilość nieznanej, potencjalnie groźnej energii. Staruszek opierał się na swojej lasce i mierzył ich uważnym spojrzeniem.
   - Kapitanie Kurosaki, Kapitanie Abarai – zagrzmiał – Nie dość, że ignorujecie wezwanie na obowiązkowe zebranie dowódców, to jeszcze wyczyniacie.. – chrząknął gardłowo – No właśnie nie wiadomo co. Co to ma znaczyć? Cóż to za potężne Reiatsu? Czyżby jakiś intruz wdarł się na teren Seireitei?
   - Tak właściwie.. – Ichigo wskazał za siebie, na rzednący pył. – Sami nie wiemy za bardzo co się dzieje..
   - Ćwiczyliśmy z kapitanem Kurosakim zaklęcia Kido i włożył w nie za dużo energii. Doprowadził do wybuchu, ziemia się zapadła a pod spodem by.. – tłumaczyła Rukia kłaniając głowę przez wszechkapitanem.
   - Spójrzcie – przerwał jej Ukitake.
   Uwaga obecnych, dotąd skupiona na dziewczynie, powędrowała za jego wzrokiem, utkwionym w prawie całkowicie przerzedzonym już pyle. Za cienką warstwą kurzu majaczyła ciemna sylwetka. Kładąc ręce na rękojeściach Zanpaktou, stali w pozycjach gotowych do ataku i oczekiwali ujawnienia się osobnika. Nie musieli jednak czekać cierpliwie na wiatr, gdyż postać ruszyła powolnym krokiem przed siebie i po chwili zobaczyli ją, wyłaniająca się zza zasłony dymu. Stanęła przed nimi drobna dziewczyna, średniego wzrostu i z brązowymi włosami opadającymi aż do ziemi. Kilka kosmyków wlokło się za nią po podłożu. Pomimo tego, że przed chwilą pływała w niezidentyfikowanej cieszy, była całkowicie sucha. Odziana w standardowy strój Shinigami, który różnił się tylko kolorami. Tradycyjna czerń zastąpiona była bielą, a ciemne były dodatki. Zupełnie na odwrót niż w oryginalnych mundurach. Przy pasie przymocowaną miała czarną, owinięta jedwabnym materiałem pochwę, z której wystawał rękojeść miecza w kształcie błyskawicy, uchwyt również otoczony był czarnym jedwabiem. Dziewczyna odgarnęła przysłaniające jej twarz włosy i spojrzała na otaczających ją Shinigami wielkimi oczami, o barwie równie czekoladowej co jej włosy. Wykrzywiła usta w uprzejmym uśmiechu i wymruczała trzy słowa, które biorąc pod uwagę jej potężną energię duchową, przeniosły kapitanów w stan najwyższej gotowości do ataku:
   - Muszę zniszczyć Seireitei.

______________

Witam, witam serdecznie na nowym blogu, historia będzie krótka, ale mam nadzieję, że się wam spodoba ;D 
Szablon został stworzony przez cudowną Anayie (http://dusza-anayi.blogspot.com/) z całego serca, jeszcze raz dziękuję ;3 
Ogarnę wszystkie zakładki, gadżety itp i itd jak tylko będę miała chwilę czasu
Buziaki!