poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 11 i ostatni



   Lilith otworzyła gwałtownie oczy i wpatrzyła się w ciemność za oknem. Przewróciła się na drugi bok i poprawiła kołdrę, która częściowo spadła na ziemię. Znowu ten sam sen – ona i Ichigo. Brakuje tylko kilku milimetrów by ich usta się spotkały i wtedy ona zawsze się budzi. Założyła ręce za głowę i powróciła myślami do czasów, gdy żyła jeszcze jako oddana Aizenowi maszyna do zabijania w Hueco Mundo.

   Przemierzała białe, opustoszałe korytarze pałacu Las Noches. Długie włosy powiewały za nią, a poły białego płaszcza plątały się między nogami. Wreszcie doszła do swojego celu, nacisnęła klamkę drzwi i bez wahania wtargnęła do środka. Szeroko uśmiechnięta zlustrowała wzrokiem pomieszczenie – średnich rozmiarów pokój z jednym oknem, szafą, biurkiem i łóżkiem na którym spoczywał mężczyzna. Leżał na brzuchu i opierając brodę o poduszkę, przeglądał coś kolorowego. Leniwie uniósł na nią spojrzenie lazurowych oczu i zmierzwił ręką niebieskie, odstające włosy.
   - Czego? – warknął, ale wiedziała, że cieszy się na jej widok.
   - Grimmy – podeszła do łóżka i opadła na nie, opierając się łokciem o jego plecy. – Gdzie znowu polazłeś?
   - Byłem na ziemi – odparł uśmiechając się szeroko i przeczuwając jej reakcję.
   - Serrio?! – Czekoladowe oczy zabłysły z podekscytowania – Czemu mnie nie zabrałeś, wiesz dobrze, że zawsze chciałam tam pójść.. I jak było? Tak w ogóle to dostałeś pozwolenie? Znowu będziesz mieć kłopoty. I co tam oglądasz?
   - Jesteś zbyt głośna.. Wiesz dobrze, że gdybym cię zabrał, to Aizen chybaby mnie zabił.
  - Co tam masz? – przerwała mu Lilith, sięgając po kolorowe czasopismo, które przeglądał. Przejrzała kilka stron i uniosła pytająco brwi.
   - Pożyczyłem sobie z ziemi – wzruszył ramionami.
   - ‘Porady dla nastolatek’? Och serrio Grimm? – zakpiła przyglądając się uważnie ilustracją – Nie wiedziałam, że masz jakieś problemy, wiesz jeśli chcesz, to postaram się pomóc..
   - Dobra, zamknij się już – wyrwał jej gazetę i wrócił na stronę, którą wcześniej czytał. – Ciekawe rzeczy tu piszą i można się pośmiać. O, na przykład ‘droga redakcjo jestem strasznie gruba i wszyscy się ze mnie naśmiewają, marzę o tym żeby schudnąć, ale tak bardzo lubię słodycze..’
   - ‘Od niedawna mam chłopaka i jeszcze się nie całowaliśmy. Chciałabym to zrobić, ale jednocześnie boję się tego pierwszego razu, a co jeśli zrobię coś nie tak?’ – Lilith zaczęła czytać kolejny list zaglądając mu przez ramię.
   - Pocałunek..? – Grimmjow zamyślił się marszcząc brwi.
   - Pocałunek to akt polegający na kontakcie ust z ciałem innej osoby lub przedmiotem. Ponieważ pocałunek jest formą bardzo intymnego kontaktu, wzbudza silne emocje. – Wyrecytowała Sousuke, korzystając z olbrzymich ilości swojej zakodowanej i często zupełnie niepotrzebnej wiedzy na każdy temat.
   - No – Grimmjow skinął głową w skupieniu. Nieczęsto można było zobaczyć u niego ten wyraz twarzy. – A co odpowiada ten cały Redakcja?
   - ‘Świeżość pierwszego pocałunku polega na tym, że jest on czymś nowym. Jest tajemnicą, obietnicą i nieznaną dotąd zagadką. Nie warto się stresować, trzeba zdać się na instynkt i robić to co druga osoba. Niech wasze emocje grają tu główną rolę. Ważne jest to żeby pamiętać, że pocałunek to nie jest egzamin, dlatego cieszmy się wspólnymi momentami zbliżenia’ – przeczytała Lilith.
   Grimmjow usiadł na łóżku i spojrzał poważnie na Lilith. Ta początkowo skonsternowana, po chwili zrozumiała o co mu chodzi i uśmiechnęła się lekko. Zbliżyli się do siebie i delikatnie, niezdarnie złączyli swoje usta. Ku swojemu zdziwieniu, zdali sobie sprawę, że miękki dotyk warg drugiej osoby jest bardzo przyjemny. Tak jak radziła redakcja ‘zdali się na instynkt’ i poddali się swoim emocjom. Po chwili coraz śmielszych i pewniejszych pocałunków, Lilith spuszczonymi dotąd rękami, objęła jego szyję, a Grimmjow chwycił ją w tali. Kiedy w końcu się od siebie oderwali, długą chwilę spoglądali sobie prosto w oczy. Wreszcie Lilith nie wytrzymała i wybuchła głośnym śmiechem, Grimmjow zaraz jej zawtórował. Nie słyszeli otwieranych drzwi i przerwało im dopiero znaczące chrząknięcie. Odwrócili się i natrafiając na stojącego w wejściu Ulquiorre. Spoglądał na nich smętnymi, zielonymi oczami z beznamiętnym wyrazem twarzy.
   - Czego? – warknął Grimmjow wstając i nie kryjąc swojej wrogości.
   - Aizen-sama wzywa panienkę – odparł kompletnie wypranym z emocji głosem.
Lilith westchnęła i stanęła koło Grimmjowa, kładąc mu uspokajająco rękę na ramieniu.
   - Przyjdę potem Grimmy – mruknęła mijając go i zaczepnie szturchając łokciem w żebra.
   - Żegnaj Lilianno – odparł ciągnąc ją lekko za długie włosy. – To do potem.
Ale nie spotkali się potem już nigdy więcej.
   Ulquiorra zaprowadził Lilith do komnat Aizena, gdzie ten powitał swoją córkę jak zwykle ciepło, wylewnie i niesamowicie obłudnie. Ale wtedy Lilith nie zdawała sobie z tego jeszcze sprawy, był jej stwórcą więc wiernie mu służyła. Ponad jego ramieniem dostrzegła drobną postać Hinamori. Wydawała się podekscytowana i ten sam rodzaj niespokojności wyczuła u Aizena. Ulquiorra stał przy drzwiach i był jak zwykle nieporuszony.
   - Najdroższa, mam dla ciebie zadanie – oznajmił Aizen uśmiechając się do niej miło. – Liczę na to, że wypełnisz je sumiennie i będę mógł być z ciebie dumny.
   - Oczywiście ojcze – wtedy jeszcze bardzo zależało jej na jego uznaniu.
   - Pamiętasz Hinamori, prawda? Pójdziesz z nią, dobrze? – Lilith posłusznie potwierdziła skinieniem głowy.
   - Co będę musiała zrobić?
  - Nie czas teraz na pytania, teraz pora działać. Hinamori zabierze cię ze sobą i wszystko ci wytłumaczy, dobrze najdroższa? – opiekuńczo położył jej dłoń na głowie.
   - Kiedy wrócę? Chciałam jeszcze pobyć z Grimmjowem zanim wyślesz go na kolejne zadanie..
   - Niebawem kochana, niebawem.
Ulquiorra poruszył się niespokojnie. ‘Nie wróci.’
Aizen przycisnął dziewczynę na chwilę do swojej piersi, tylko Ulquiorra dostrzegł jego fałszywy uśmiech i niebezpieczny błysk w oku. Hinamori zalała fala zazdrości.
   - Poczekaj tutaj z Ulqiurrą skarbie, chcę jeszcze raz omówić wszystko z Hinamori. – Skinął na Momo, która posłusznie do niego podeszła i zniknęli za drzwiami.
Lilith stanęła przy oknie i wpatrzyła się w sztucznie stworzone niebo nad Las Noches.
Ulquiorra podszedł bliżej i wbrew sobie, w końcu się odezwał.
   - Poinformować Grimmjowa, że wyruszasz na misję?
   - Tak – Lilith popatrzyła na niego z łagodnym uśmiechem. – Powiedz, że zobaczymy się jak wrócę.
‘Nie zobaczycie..’ Ulquiorra otwierał usta, jednak za nim otworzyły się drzwi.
   - Już czas kochana, czas wyruszać. – Lilith obdarowała Ulquiorre ostatnim uśmiechem i wyszła z sali za Hinamori.

   Grimmjow stał na środku swojego pokoju i wpatrywał się zamyślony przez okno. Lilith była jedyną ważną osobą w jego życiu, jedyną o którą dbał i się troszczył. Jedyną za którą tęsknił. Była jego przyjaciółką od kiedy tylko wynurzyła się z czeluści Hougyoku i spośród całej, przyglądającej jej się uważnie Espady, to właśnie jego obdarzyła szerokim, ufnym uśmiechem.
  Coś nie dawało mu spokoju. Dręczony dziwnym, niezidentyfikowanym i bezpodstawnym niepokojem wypadł na korytarz i skierował się w stronę komnat Lilith. Zmarszczył gniewnie brwi, gdy dotarł w końcu na miejsce i zobaczył opierającego się o drzwi Ulquiorre.
   - Jej już nie ma – szepnął przeszywając go beznamiętnym spojrzeniem zielonych tęczówek.  

***

   Ichigo wpatrywał się w dziewczynę siedzącą naprzeciwko niego. Coś mu się wyraźnie nie zgadzało. Sięgnął ręką przez stół i nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenie brunetki, rzucone mu znad jedzonej przez nią kanapki, chwycił pukiel jej włosów. Z uwagą, marszcząc brwi, wpatrywał się w czekoladowe kosmyki, między którymi błyszczały złote pasemka. Lilith wyjaśniła mu zdawkowo, że Rangiku pożyczyła farby do włosów, ze świata ludzi, podczas ostatniej misji. Kurosaki powątpiewał w spłacenie długu przez Matsumoto, ale kiedy zobaczył jej długie czarne włosy i wciąż rude brwi, stwierdził, że na jej miejscu złożyłby reklamację.

***

   Lilith – wielka fanka naleśników, często namawiała Ichigo do zrobienia jej ulubionej potrawy. Jako, że sama nie potrafiła gotować, a on, pomimo narzekań i marudzeń, zgadzał się, co najmniej raz w tygodniu kończyli obsypani mąką, z kilkoma spalonymi naleśnikami, porozlewanym wszędzie sosem czekoladowym i rozgniecionymi owocami. Brunetka właśnie uciekała przed wymierzającą sprawiedliwość, drewnianą łopatką dzierżoną przez rudowłosego, gdy zahaczyła o róg szafki kuchennej. Niewątpliwie nie było do silne zderzenie, ale Sousuke syknęła głośno, chwyciła się za brzuch i przeklinając szpetnie zgięła się wpół zaciskając mocno powieki. Ichigo natychmiast znalazł się przy niej i posadził ją na krześle. Widząc pojedyncze plamki krwi, przesiąkające przez jej bluzkę, delikatnie odsunął jej ręce, uniósł lekko materiał i wytrzeszczył oczy. Zaczerwieniona, podrażniona skóra, wokół kolczyka tkwiącego w jej pępku.
   - Kiedy go zrobiłaś? – spytał ocierając palcem cieknącą po jej brzuchu krew.
   - Wczoraj.. – syknęła przez zaciśnięte zęby, próbując powstrzymać grymas bólu.
Ichigo chwycił ją za rękę i skierował się w stronę Oddziału Czwartego, gdzie Kapitan Unohana natychmiast uleczyła niezagojone ranki. Zachwycona Lilith, przeglądała się potem w lustrze jakiś czas, podziwiając swój nowy, świetnie się prezentujący, nabytek.

***

   Kurosaki siedział przy kuchennym blacie i popijając sake, uzupełniał raporty. Jego spokój przerwała znajoma energia duchowa, wskakująca przez okno i pojawiająca się natychmiast koło niego.
   - Zgadnij co! – zaświergotała wesoło Lili, która zdawała się być wręcz niepoprawnie radosna.
   - Nie wiem Lil.
   - Jak zgadniesz to pomogę ci z tymi papierami.
  - Nowy kolczyk? – mruknął, pomijając fakt, że jako porucznik, wypełnianie dokumentów było jej obowiązkiem.
   - Blisko!
Odwróciła się do niego plecami i zsuwając z ramion swój biały mundur Shinigami, ręką zgarnęła włosy na ramię. Oczom Ichigo ukazały się zgrabne, przysłonięte tylko cienkim paskiem biustonosza plecy, ale Lilith raczej chodziło o coś innego. Mimowolnie powiódł palcem po torze stworzonym z małych, czarnych, wytatuowanych gwiazdek, ciągnącym się od karku, do połowy pleców.
   - Śliczne nie? – Sousuke naciągając na siebie z powrotem kimono, odwróciła w jego stronę uśmiechniętą, zarumienioną entuzjazmem twarzyczkę.

***

   Lilith stanowczo zbyt wiele czasu spędzała z Rangiku. Zbyt wiele czasu spędzała z nią w świecie ludzi, w barach i klubach nocnych. Zbyt często wpadała z nią na głupie i szalone pomysły, które zbyt często realizowały. Tak, Lilith dla dobra własnego i otoczenia, powinna trzymać się jak najdalej od nieobliczalnej Rangiku. Takie przynajmniej było zdanie Ichigo. Osobiście nie miał nic do rudowłosej, ale we dwie tworzyły wirujący huragan kłopotów, który siał spustoszenie.
   - Wyobrażasz sobie egzystencję w Hueco Mundo? Dopiero teraz czuję, że żyję, więc daj mi się tym nacieszyć i proszę nie złość się. – mruczała mu do ucha Lilith, za każdym razem gdy próbował przeprowadzić z nią poważną rozmowę.
A on gryziony nagłymi wyrzutami sumienia i współczuciem na wyobrażenie sobie Lili pośrodku nicości Hueco Mundo, bezwiednie otaczał ją ramionami, w niemej próbie pocieszenia i wymazania przeszłości.

***

   No więc była. Była chłodna jak Toshiro i troskliwa jak Ukitake, arogancka jak Byakuya i radosna jak Yachiru, oschła jak Soi Fon i szalona jak Ikkaku, niewinna jak Yuzu i groźna jak Zaraki, pracowita jak Nanao i leniwa jak Kyoraku, roztrzepana jak Rangiku i rozsądna jak Nemu, optymistyczna jak Renji i sceptyczna jak Rukia. Miała pewność siebie Yumichiki, elegancję Unohany i chodziła własnymi ścieżkami jak Yourichi. Cechowała się ironicznym poczuciem humoru, czasem słodką naiwnością, a czasem wyrachowaniem.
Ichigo nie miał wątpliwości, gdy obserwował jak skacze po dachach Seireitei z Yachiru. Stworzyli potwora.
   Ale zaraz ten potwór zeskoczył zgrabnie prosto w kałużę i kołysząc kusząco biodrami, sposobem nauczonym pewnie przez Yumichike, podszedł do niego. Lilith zarzuciła mu ręce na szyję i uśmiechając się lekko, stanęła na palcach. Pocałowała go lekko, słodko i za krótko. Ichigo obejmując ją w pasie, przycisnął do siebie drobną sylwetkę.
Jednak nie takiego strasznego..


Ponieważ jesteś wszystkich czego pragnę i wszystkim czego potrzebuję.. 






No i koniec. Koniec tej mojej krótkiej, banalnej, romantycznej historii. Trochę smuteczek, nie? Z całego serca dziękuję każdej osobie, która zostawiła swój komentarz, to wiele dla mnie znaczyło. Dziękuję też cichym czytelnikom, za samą obecność. Jeśli jeszcze kiedyś stworzę Bleach'ową historię, to na pewno dam znać!
Kocham mocno, trzymajcie się!
<3

środa, 4 września 2013

Rozdział 10


      ‘Trochę potrwać’ czyli ile? Lata, miesiące, tygodnie? Spędził przy Lilith ostatnie kilka dni, a ona ciągle nie dawała znaku życia. Jakby tego było mało, Unohana poinformowała go, że nie wiadomo, czy jej pamięć wróci do normy. Może zregenerował jej ciało, ale nie było pewności, że to samo zrobił z jej umysłem. Miał wrażenie, że jeszcze kilka dni i znienawidzi ją za to, że tak długo karze mu na siebie czekać. Nigdy nie należał przecież do cierpliwych, więc niech już w końcu wstanie i znowu będzie jego Lilith. Z wściekłości i bezsilności uderzył pięścią w stolik stojący koło jej szpitalnego łóżka. Mebel zachwiał się, wazon stojący na nim spadł i potłukł się na drobne kawałeczki. Kwiaty które przyniosła Rangiku leżały wśród odłamków szkła i wylanej wody. Ichigo ponownie zajął miejsce przy łóżku, już spokojniejszy, chwytając jej zimną, nieruchomą dłoń.

***
  
   Wpadł do sali w barakach oddziału czwartego i zmartwiony, stwierdził że nic się tu nie zmieniło. Nie było go może z dwie godziny, bo musiał stawić się na zebranie kapitanów. Okno ciągle było otwarte, do pomieszczenia wpadało ciepłe, świeże powietrze, wiatr poruszał białymi firankami. Na stoliku spoczywał nowy wazon z kwiatami, a na łóżku leżała ciągle nieruchoma, dziewczęca sylwetka, przykryta cienkim, prześcieradłem. Ze zrezygnowaniem opadł na krzesło i chwycił drobną dłoń. Gładził ją mechanicznie kciukiem, gapiąc się na ścianę.
   - Wiedziałam, że cię tu znajdę Ichi – radosny głosik wyrwał go z transu. Spojrzał na parapet na którym przycupnęła różowowłosa, uśmiechnięta dziewczynka. Yachiru zaraz jednak spoważniała, przybierając tak niepodobny do siebie wyraz twarzy. – Dalej śpi? Mówiłam, że jest jak Śpiąca Królewna.
Ichigo potwierdził pomrukiem i spojrzał na spokojną twarz brunetki.
   - Próbowałeś pocałunku?
   - He?
   - No już raz obudziłeś ją całusem, więc czemu teraz by się miało nie udać?
   - Yachiru nie sądzę..
   - Cicho! – twarzyczka Kusajishi poczerwieniała ze złości – Ja też chcę, żeby w końcu wstała, to może zrób coś! No całuj, już!
   Ichigo przeczuwając nadchodzący napad wściekłości w postaci szalejącego, różowego tornada, pochylił się z cichym westchnieniem nad twarzą Lilith. Nie dość, że ma całować nieprzytomną dziewczynę, która może go nie pamiętać gdy się obudzi, to dodatkowo krępowało go uważne i ponaglające spojrzenie obserwującego go uważnie dziecka. Przymknął oczy, wciągnął mocno jej ciągle doskonale wyczuwalny, owocowy zapach i złożył krótki pocałunek na jej ustach.
   - No dalej Lil, czas wstawać.. – szepnął jeszcze i prostując się, spojrzał na uśmiechniętą Yachiru.
   - Teraz pewnie musisz dać jej jeszcze chwilkę, zobaczysz zaraz się obudzi!
   - Taa.. To po co w ogóle przyszłaś?
   - Aaa, zapomniałabym! Ken-chan cię szuka, to pewnie coś baaaaaardzo ważnego, więc chodź ze mną szybko. Ale już – dodała stanowczo, widząc jego wyraźną niechęć. – Jak wrócisz pewnie będzie już na ciebie czekać – wskazała główką na Lilith i wyskoczyła przez okno.
   - Nie wydaję mi się – mruknął do siebie i poszedł w jej ślady.
Dłoń, którą jeszcze chwilę temu trzymał w mocnym uścisku, poruszyła się lekko.

***

   Zupełnie jakby nie była sama. Ciągle czuła czyjąś obecność, nie tyle przy sobie, a w sobie. Jakby teraz dzieliła duszę i ciało z kimś jeszcze. Nie słyszała żadnego głosu, dodatkowego oddechu, czy myśli. Nikt nie poruszał za nią rękami, nie chodził, nie mówił. Ale nie opuszczało jej przeświadczenie, że już nie jest sama, że ma kogoś jeszcze.
Próbowała sobie przypomnieć co się działo. Hinamori, Hougyoku, bezowocna walka ze sterującą nią siłą, miecz przebijający jej ciało..
Powoli otworzyła oczy i podniosła się do siadu. Dokładnie przyjrzała się swoim dłoniom, a potem białej sali szpitalnej w której się znajdowała. Nie czuła bólu, nic jej nie dolegało. Wstała z łóżka i poprawiła białe kimono. Przeszła kilka kroków. Niby wszystko normalnie, ale miała wrażenie jakby uczyła się siebie na nowo. Skupiła odrobinę Reiatsu, a po jej dłoni, między palcami przemknęła wiązka czarno-srebrnej energii. Jej własnej z domieszką.. Ichigo. Szybko dopadła parapetu i wyskoczyła przez okno.

***

   Kurosaki wracał do baraków czwórki, odrobinę zły i zirytowany. Kenpachi próbował namówić go na mały sparing, w ramach sprawdzenia jego nowego, niższego poziomu energii. A przecież było to zupełnie niepotrzebne, sam umiał ocenić, że niewiele się zmieniło. Zawsze dysponował zadziwiającą ilością mocy, więc wiedział doskonale, że przekazanie części Lilith wcale go nie osłabiło. Zatrzymał się gwałtownie czując nagły impuls znajomego Reiatsu. Przyspieszył kroku, a gdy wypadł zza zakrętu dostrzegł tylko burzę brązowych włosów i załzawione oczy. Lilith rzuciła mu się na szyję szlochając cicho, objął ją w pasie i przycisnął mocno do siebie.

***

  Lilith była bardzo podekscytowana wizją pierwszej misji jako członkini jednego z Oddziałów Gotei 13. I to jako jego Porucznik. Co prawda było to tylko grupa uciążliwych menosów, która jakimś sposobem wdarła się do świata ludzi, ale to nie zmniejszało jej entuzjazmu. Do ramienia swojego białego stroju Shinigami przyczepiła nową, porucznikową odznakę, a do pasa przymocowała wypolerowane na błysk Zanpaktou. Ichigo z zachwytem zarejestrował fakt, że pierwszy raz nie musiał na nią czekać, a nawet to ona oczekiwała jego, tupiąc niecierpliwie nogą w podłogę na korytarzu i prychając nerwowo pod nosem.

***

   Misja nie była ani trudna ani wymagająca. Po wyjściu z bramy Senkai błyskawicznie zlokalizowali i zlikwidowali menosów. Ale Ichigo widząc z jakim zachwytem Lili rozgląda się po otoczeniu i ze świadomością, że po raz pierwszy jest w świecie ludzi, odesłał swój Oddział do Soul Society i zaproponował brunetce oprowadzenie po mieście. Radośnie rzuciła mu się na szyję, a Ichigo obejmując jej talię utwierdził się tylko w słuszności swojej decyzji. Karakura nie zmieniła się znacznie przez te sto lat, ale Kurosaki z rozbawieniem zorientował się, że w miejscu gdzie kiedyś stał jego dom był zakład pogrzebowy, a zamiast szkoły zastał cmentarz.
   Przez cały dzień zwiedzili tyle miejsc, że gdyby Ichigo był człowiekiem, to zapewne już dawno rozbolałyby go nogi. Kolorowe witryny sklepowe, tłum ludzi, głośna muzyka, najróżniejsze zapachy, zgiełk i hałas, dobiegające zewsząd głosy, oświetlone bilbordy i krzykliwe reklamy. Na wszystko Lilith spoglądała szeroko otwartymi oczami, zarumieniona i szczęśliwa jak dziecko. Gdy doszli do wesołego miasteczka, Kurosaki miał wrażenie, że dziewczyna zaraz popłacze się z zachwytu. Dzięki temu, że byli niewidzialni dla ludzi, mogli jeździć na karuzelach ile chcieli, nie płacąc. Właściwie to Ichigo nie przepadał za takimi atrakcjami, ale widząc, że z twarzy Lili ani na sekundę nie schodzi szeroki, szczęśliwy uśmiech, chodził z nią wszędzie, gdzie tylko miała ochotę. Z punktu widzenia potocznego obserwatora mogli uchodzić za zakochanych. Trzymali się za ręce, Lilith podekscytowana co rusz rzucała mu się na szyję, a podczas długiej przejażdżki diabelskim kołem, stali na jego szczycie objęci i wpatrzeni w zachodzące słońce. Ale nie było mowy o żadnym obserwatorze, skoro byli niewidzialni i nikt, oprócz nich samych, nie był świadkiem tego cholernie romantycznego dnia. Który skończył się, gdy siedzieli nocą na dachu najwyższego wieżowca w Karakurze i obserwowali z góry światła miasta, które pomimo późnej pory nie szykowało się do snu.
   - Co to? – spytała nagle Lil, opuszczając rękę, którą do tej pory obejmowała ramię Ichigo i wyciągając zza pazuchy paczkę papierosów. – Zabrałam jakiemuś facetowi – mruknęła w odpowiedzi na jego pytające spojrzenie.
Kurosaki zabrał ją z jej ręki, otworzył i wyciągnął z wnętrza dwa papierosy i zapalniczkę. Wsadził sobie jednego do ust i zapalił. Zaciągając się mocno gryzącym dymem, wypuścił po chwili z ust szare, równe okręgi.
   - Ale czad! – pisnęła zachwycona brunetka – Ja też tak chcę!
Po kilku nieudanych próbach zapalenia papierosa w końcu jej się udało, napełniła płuca dymem i natychmiast zaczęła kaszleć i krztusić się. Papieros wypadł jej z ręki i poszybował w dół, po chwili znikając w ciemnościach gdy podmuch wiatru zgasił żarzącą się końcówkę. Gdy Ichigo przestał chichotać, a Lilith ochłonęła, sięgnęła do paczki i po zaledwie trzech próbach, zapaliła kolejnego papierosa. Tym razem zaciągnęła się głęboko, ale ku jej niezadowoleniu zamiast równych kółeczek, z jej ust wydostała się bezkształtna chmura dymu.
   - Ale to śmierdzi – mruknęła, rozganiając dłonią szare kłęby.
   - To nie pal – odpowiedział jej Ichigo, ale jednocześnie nie umiał oderwać wzroku od jej kształtnych warg, co i rusz wypuszczających popielate obłoczki.
W końcu doszła do filtra i krzywiąc się lekko wyrzuciła tlący się niedopałek w powietrze. Przysunęła się do Ichigo i chwyciła go oburącz w pasie, a on objął jej talię. Położył głowę na jej włosach i zupełnie nie przeszkadzało mu, że owocowy zapach miesza się z wonią papierosów.

***

   Ichigo nie wiedział jakim cudem wracał do domu z takim kacem. Nie wiedział dlaczego dał się namówić Kenpachiemu, na całkowicie męski, wieczór kawalerski, chociaż nikt się przecież nie żenił. Dlaczego pomimo zapewnień towarzyszy, że nie pije dużo, udało im się wcisnąć w niego co najmniej zgrzewkę sake, ani dlaczego został z nimi do rana. A już zupełnie nie miał pojęcia czemu otwierając drzwi do własnego mieszkania, słyszy głośne rozmowy i kobiecy śmiech, który źle, bardzo źle działał na jego obolałą głowę. Najwyraźniej nie zdawał też sobie sprawy z tego, że Stowarzyszenie Kobiet Shinigami postanowiło zrobić zebranie w jego kwaterach. Dlatego stanął jak wryty w wejściu i gapił się ogłupiały na kobiety, które porozsiadały się na wszelkich możliwych powierzchniach płaskich jego salonu i zawzięcie o czymś dyskutowały. Gdy w końcu zorientowały się, że pokój nie jest wypełniony już tylko przedstawicielkami płci żeńskiej, powitały go głośnym, bełkotliwym i chóralnym ‘Dzień dobry Kapitanie Kurosaki!’
   - Och, dzień dobry Truskaweczko.
 Lilith, która najwyraźniej była już po kilku głębszych, wstała z zajmowanego przez siebie parapetu i eleganckim slalomem ruszyła w jego stronę. Kilka kroków przed nim potknęła się o zupełnie płaski kawałek podłogi i wpadła prosto w jego, na szczęście zawczasu przygotowane, ramiona.
   - Nie jesteś zły, że zorganizowałyśmy tu spotkanie? – zamruczała w sposób, który całkowicie wykluczał opcję bycia na nią zdenerwowanym.
   - Nie, nie jestem. Ale bądźcie cicho bo idę spać, jestem padnięty.
   - Oczywiście – ucałowała go w policzek i chwiejnie wróciła na poprzednie miejsce, od razu włączając się do zażartej dyskusji.
Ichigo otworzył lodówkę, wyjął wielki słoik i nalał sobie do szklanki wodę z ogórków. Nie wiedział dlaczego, pomimo usilnych starań, ciągle słyszy plotkowanie kobiet. Nie wiedział czemu właśnie rozprawiają o ‘szybkim numerku w tempie shunpo’, ani nie miał najmniejszej ochoty dowiedzieć się, o czyim ‘numerku’ właściwie jest mowa. Chociaż sam pomysł mu się spodobał.

***

Ichigo obudził się wczesnym wieczorem i czując się tylko odrobinę lepiej niż rano, wszedł do łazienki, napuszczając do wanny mnóstwo wody. Z pewnością zasłużył sobie na odpoczynek i chwilę relaksu.

***

   W pewnym momencie musiał się zdrzemnąć, bo gdy otworzył oczy, woda była chłodna, a jego bolał kark od niewygodnego opierania o brzeg wanny. Z cichym westchnięciem opłukał ciało ciepłą wodą, i wyszedł na kafelki owijając się ręcznikiem. Rozległo się głośne pukanie do drzwi.
   - Kurosaki! – warknął rozeźlony, dziewczęcy głos – Siedzisz już tam z dwie godziny, gorzej niż baba!
   - Cicho – burknął tylko, zupełnie ignorując natarczywe stukanie.
Wypuścił z wanny wodę, wytarł się i ubrał dresowe spodnie.
   - Kurosaki do cholery, wyłaź wreszcie!
Lilith musiała najwyraźniej kopnąć ze złości w drzwi, co wywnioskował z głuchego uderzenia, cichego przekleństwa i jęków bólu. Oparł się o umywalkę i wyczekująco wpatrzył w wejście. Zastanawiał się, czy jeśli nie wyjdzie, dziewczyna wyważy drzwi, czy może pójdzie się wykąpać gdzie indziej?
   - Ku-ro-sa-ki! – Wysyczała, każdą sylabę zwieńczając coraz mocniejszym uderzeniem.
Poczekał jeszcze chwilę, aż w końcu z westchnięciem i uśmiechem skierował się w stronę drzwi.

***

   Lilith opierała się o drzwi, co chwilę kopiąc je i wykrzykując coraz to nowe groźby. Gdy była już bliska wybuchu, wejście otworzyło się gwałtownie, ona poleciała do tyłu, a przed upadkiem ochroniło ją coś ciepłego i twardego. Błyskawicznie zorientowała się, że opiera się o nagą klatkę piersiową Ichigo, a jego dłonie obejmują ją w pasie.
   - Wykorzystujesz całą ciepła wodę i potem dla mnie już nie starcza, nie mieszkasz tu sam, wiesz? – burknęła, próbując wyswobodzić się z jego silnego uścisku.
   - Zawsze możemy kąpać się razem – wyszeptał Kurosaki tuż przy jej uchu, wywołując tym lawinę dreszczy na jej plecach. Musiał to wyczuć, bo gdy odwróciła lekko głowę, zobaczyła jego złośliwy uśmiech.
   - Już bym wolała kąpać się z Kurotsuchim – warknęła, na co on zachichotał cicho. Nie dała poznać po sobie, jak bardzo podoba jej się ten dźwięk i rezygnując już z bezowocnych prób odsunięcia jego dłoni, założyła ręce na piersi. 
   - Cała woda byłaby zafarbowana – zauważył, przyciągając ją bliżej siebie.
   - Najwyżej – zaśmiał się znowu – Coś ci dzisiaj humor dopisuje?
   - Mhym – potwierdził seksownym pomrukiem, wprost do jej ucha.
   - To niedobrze. Chyba wolę cię jako ponurego gbura marszczącego gniewnie brwi.
   - Jakiego gbura? Muszę wzbudzać respekt, jestem w końcu szanowanym Kapitanem.
  - Kto jak kto, ale ja tam cię nie szanuje – oświadczyła odwracając się w jego stronę i uśmiechając złośliwie.
   - To niedobrze Pani Porucznik niedobrze..  – jednym sprawnym ruchem uniósł ją w powietrze i zarzucił sobie na ramię. Pisnęła cicho z zaskoczenia. – I co by tu teraz zrobić z nieposłusznym Porucznikiem?
   - Proponuję postawić mnie na ziemi i dać mi spokój żebym w końcu mogła się wykąpać.
   - Dobrze, ale jak wykąpiemy się razem – droczył się dalej.
   - Ty już spędziłeś w tej wannie pół dnia! Za długo siedzieć w wodzie też nie można, skóra ci namoknie i odpadnie i żadna cię nie będzie chciała..
   - Zaryzykuję. Poza tym siedzieć w wannie w dobrym towarzystwie to już co innego.
   - To sobie posiedź z Kenpachim, jestem pewna, że się zgodzi. A teraz możesz już mnie postawić?
   - Oczywiście skarbie, dla ciebie wszystko.
   Pociągnął ją za nogi, tak że ześlizgnęła się z jego ramienia i spadłaby na ziemie, gdyby nie chwycił jej oburącz. Z uśmiechem usadowił ją na pralce i nie zwracając uwagi na jej naburmuszoną minę, chwycił jej dłoń, a drugą ręką odgarnął czekoladowe kosmyki przysłaniające twarz. Pogładził ją delikatnie po policzku i dotknął kciukiem jej dolnej wargi. Pochylił się lekko, a ona z konsternacją czekała na to co zaraz się wydarzy. Gdy czuła już prawie ciepło ust Ichigo na swoich, napiętą cieszę przerwał donośny dźwięk dzwonka. Kurosaki westchnął, cmoknął ją w policzek i wyszedł z łazienki. Lilith zeskoczyła z pralki i zamykając za nim drzwi zaczęła się rozbierać. Musiała się przyznać, przed samą sobą, że miała nadzieję na coś więcej. Z niezrozumiałych powodów jej  usta pragnęły dotyku ust Ichigo. Cała ona pragnęła jego bliskości. Odrzucając bluzkę w kąt pomieszczenia, skarciła się za melodramatyzm i przesadne reakcję.

Nie zdawali sobie sprawy, że w tej chwili na ich twarzach goszczą podobne wyrazy niedosytu, irytacji i żalu. 





_______

Przedostatni rozdział ze sporym opóźnieniem, mam nadzieję, że się podobał (mnie osobiście mdli aż od ilości słodkości :D)

Buziaki! ;3


poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział 9



   Był wczesny wieczór, Lilith wracała ze spotkania z Rangiku i Rukią. Była z siebie dumna, bo nie chwiała się ani odrobinę. Najwyraźniej jej tolerancja na alkohol wzrosła znacznie, przymuszona do tego prawie codziennymi imprezami odbywającymi się w barach czy kwaterach Shinigami. Ale w sumie tym razem nie wypiła aż tak dużo, tylko kilka toastów wzniesionych na cześć Ruki i Renjiego. Kuchiki poinformowała ich dzisiaj, że razem ze swoim narzeczonym spodziewają się dziecka. Wcześniej nie miała do czynienia z dziećmi, ale dzięki Yachiru dowiedziała się, że je uwielbia. Nie mogła się doczekać kiedy weźmie w ramiona malutkie, różowe i pomarszczone stworzonko, które pewnie wyrośnie na potężnego wojownika. Alejka którą właśnie wędrowała była zupełnie opustoszała, zresztą w dni powszednie był to częsty widok. Shinigami przebywali na misjach lub treningach. 
Słońce znikało właśnie za horyzontem, niebo miało przepiękną, krwawo czerwoną barwę. 
   Lilith poderwała się gwałtownie z ziemi i wskoczyła na dach najbliższego budynku. W miejscu w którym znajdowała się jeszcze przed sekundą stała teraz postać odziana w czarny płaszcz. Gdyby nie instynkt wpojony wraz z jej narodzinami z Hougyoku, pewnie byłaby teraz nadziana na długi miecz nieznajomego. Sousuke wysunęła z pochwy Czarną Błyskawicę i czekała w napięciu na ruch przeciwnika. Długo to nie trwało, bo zakapturzona postać zaraz natarła na nią ponownie, ostrza spotkały się z głośnym trzaskiem. Lilith sparowała uderzenie i wyprowadziła kontratak, osobnik odskoczył w tył. Szybkie ruchy i silniejszy podmuch wiatru zerwały czarny kaptur. Lili wytrzeszczyła oczy widząc znajomą twarz. Co prawda bardzo zmienioną od ostatniego razu, kiedy widziała ją ponad sto lat temu, przez grubą warstwę szkła. Twarz Hinamori Momo była wychudzona, poszarzała. W jej wielkich oczach zwykle o sarnięcym wyrazie, teraz tańczyły wariackie ogniki. Pod nimi malowały się głębokie cienie. Blade usta wykrzywiły się w szyderczym uśmiechu, Hinamori przejechała dłonią po matowych, obciętych na krótko włosach. Nowa fryzura podkreślała zapadnięte, wyniszczone policzki.
   - Co tu robisz? – warknęła Lilith nie spuszczając gardy. W brzuchu przewróciło jej się z niepokoju i zdenerwowania.
   Momo nie odpowiedziała, tylko zaatakowała ponownie. Miecz, który dzierżyła nie był jej Zanpaktou, które przecież skonfiskowano przy jej aresztowaniu. Srebrne katana nie przypominała Pogromcy Dusz, Lilith dodatkowo intrygował lekko mdły, fioletowy blask bijący od ostrza. Zupełnie jak..
   Przeciwniczka nie dała jej czasu do zastanowienia, natarła znowu. Wymieniały uderzenia, cisze przerywały tylko ich oddechy i głuche uderzenia metalu. Lilith, która do tej pory walczyła jedną ręką, teraz zacisnęła na rękojeści i drugą dłoń, przygotowała się na mocniejsze uderzenie, nie zauważyła uśmiechu wypełzającego na usta Hinamori. Doskoczyła do niej i opuszczając ręce uniesione nad głowę, potężnie uderzyła. Momo ledwo zatrzymała cios kilka centymetrów od swojego ramienia, nogi ugięły się pod nią. Dyszała ciężko, stróżka potu spłynęła jej z czoła. Uśmiechnęła się jednak szerzej, nadając wyniszczonej twarzy szaleńczej rysy. Ku zdziwieniu Lilith zdjęła jedną rękę z rękojeści i błyskawicznym ruchem wsadziła ją za pazuchę płaszcza. Wyjęła szklane, wielokątne pudełeczko, w środku którego unosiła się fioletowa kula energii. Sousuke czując niespokojny uścisk w brzuchu, a jednocześnie gwałtowny bodziec, nakazujący jej uciec, szykowała się do skoku. Nie zdążyła jednak wykonać ruchu, przezroczysta powłoczka zdematerializowała się, a nad wyciągniętą ręką Hinamori unosiło się fioletowe światło. Ilość wydostającej się z niego energii zupełnie obezwładniała, Lilith nie była w stanie wykonać kroku, Zanpaktou wypadło z jej dłoni i uderzyło z łoskotem o marmurową posadzkę. Ręka bezwładnie opadła wzdłuż tułowia. Mogła tylko stać i czuć się, jakby nagromadzona energia rozsadzała ją od środka. Na Momo najwyraźniej ilość Reiatsu nie robiła wrażenia, Lilith sądziła, że ma na to wpływ katana którą ciągle dzierżyła, z której dobywała się energia podobnego pochodzenia. Hinamori wyciągnęła rękę w jej stronę, a ona miała ochotę krzyczeć, upaść na kolana, rwać włosy z głowy. Pojedyncze, fioletowe niteczki wypełzły z kuli i skierowały się jak macki w jej stronę, energia oderwała się od ręki byłej porucznik i wolno poszybowała do niej. Nitki wypaliły dziury w jej białym kimonie, a gdy wreszcie zetknęły się z jej skórą na brzuchu, myślała że oszaleje. Macki wniknęły w jej ciało, a zaraz za nimi reszta energii, Lilith odzyskała panowanie nad własnym ciałem, upadła z łoskotem na ziemię i zwinęła się z kłębek drżąc spazmatycznie. Odruchowo, chcąc odwrócić uwagę od rozsadzającego bólu, który wypalał właśnie jej wnętrzności, szarpnęła za włosy, wbiła paznokcie w skórę twarzy. Krzyczała i gdzieś z tyłu jej umysłu kołatała myśl tylko o tym, żeby w końcu ktoś tu przyszedł, pomógł jej, wyrwał Hougyoku z jej ciała i zakończył ten ból. 
Hinamori stała nad nią i zanosiła się wariackim chichotem. Łzy popłynęły jej po policzkach, jednocześnie z rozbawienia i poczucia spełnienia. Wreszcie.. Dopełniła zadania, zasłużyła na wdzięczność Aizena, jego miłość i szacunek. 
   - Podporządkuj się jego woli – zachrypnięty głos wydobył się z jej krtani, zaśmiała się ponownie – A wola Hougyoku to wola Aizena, więc zrób to po cię tu wysłano! Zniszcz Seireitei i zabij wszystkich Shinigami..
   Przerwało jej uderzenie, które nadeszło nie wiadomo skąd i z olbrzymią siłą. Jej ciało poleciało wyleciało w powietrze i zatrzymało się brutalnie na ścianie budynku. Runęła na ziemie razem z gruzem i tynkiem. 

***

   Lilith słyszała głos, Hinamori coś mówiła, ale nie miała pojęcia co. Nieustępujący ból nie pozwalał jej się skupić, zresztą przeszkadzały jej własne krzyki. Niespodziewanie zarejestrowała przybycie nowych źródeł energii, uchyliła zaciskane do tej pory powieki i zobaczyła jak Momo wylatuje w powietrze. Na tle ciemnego nieba dojrzała rudą czuprynę, pochylającą się nad nią twarz i brązowe, pełne wściekłości, a jednocześnie przerażenia oczy. 

***

   Ichigo kucnął przy niej, ale bał się nawet jej dotknąć. W rękach trzymała własne, powyrywane włosy, a na policzkach widniały czerwone, głębokie zadrapania, niektóre krwawiły. Delikatnie obrócił ją na plecy, ale chyba nawet nie poczuła jego dotyku. Krzyczała i miotała się, a kiedy odciągnął jej ręce od brzucha, zdał sobie sprawę dlaczego. Przed jego oczami pojawiły się nagle drobne dłonie, unieruchomiły ramiona Lilith. Spojrzał w granatowe oczy klęczącej obok Ruki. Renji przytrzymał nogi Sousuke, próbowała się wyrwać i rozładować jakoś rozrywający ból. Ichigo czuł kilkanaście spojrzeń utkwionych w jego drżących rękach, gdy poszerzył dziurę w kimonie Lilith i odsłonił tkwiącą w jej ciele, fioletową kulę energii. Na jej brzuchu wystąpiły fioletowe nici, jakby wystające żyły. Biło od nich światło i niewielka ilość Reiatsu, bo reszta szalała w organizmie brunetki. Zdał sobie sprawę z potwornego bólu jaki musi właśnie odczuwać i tego co się stanie, gdy przetrzymywana w jej ciele energia, wydostanie się w końcu na zewnątrz. Możliwe, że plan Aizena jednak się powiedzie.

*** 

   Wewnątrz Lilith toczyła się walka. I to nie tylko jej własnego Reiatsu z energią Hougyoku. Przejąć nad nią kontrolę próbowały pierwotne zachowania, zmysły wysoko rozwinięte u wszystkich żyjących stworzeń. Instynkt samozachowawczy, tym silniejszy, że został zaprogramowany razem z resztą jej osobowości, nakłaniał ją do uwolnienia się od wyżerającej ją energii. Chciał wyrzucić z siebie Reiatsu, przelać go na inny obiekt, nie na siebie. Ale gdzieś tam, resztki jej świadomości wołały, że wtedy w niebezpieczeństwie będą wszystkie dusze znajdujące się w Soul Society. Te znane i nieznane. Przyjaciele, Ichigo.. 
Kolejny, o ile to możliwe, silniejszy bodziec bólu przeszedł przez jej ciało, z jej gardła wydostał się przeraźliwy krzyk. Nieświadomie poddała się woli przetrwania. 
   - Uwaga! – Krzyknął Renji i zerwał się na równe nogi ciągnąc za sobą Ichigo i Rukię. 
   Odskoczyli na w miarę bezpieczną odległość i razem ze wszystkimi, którzy do tej pory stali obok, zostali wyrzuceni w powietrze. Reiatsu wydostało się z Lilith potężnym wybuchem, po budynkach stojących najbliżej zostały tylko gruzy. Sousuke unosiła się kilka centymetrów nad podłożem, z którego została wielka dziura. Jej ciało owinął biały strój, z pleców wyrosły skrzydła, a brązowe oczy stały się fioletowe. Włosy unosiły się do góry, tworząc jakby aureolę. Ichigo zacisnął zęby mając ochotę krzyczeć. Widok tak podobny do tego, z którym musiał się zmierzyć ponad setkę lat temu. Teraz dopiero do bólu uświadomił sobie, że ma przed sobą córkę Aizena i znalazł się w identycznej sytuacji co kiedyś. I że musi zrobić wszystko, żeby jednocześnie ochronić Lilith i nie dopuścić do zagłady swoich przyjaciół i całego Świata Dusz. Sousuke ciągle tkwiła w miejscu, jakby przyzwyczajając się do nowego wcielenia. Wiedział, że to nie jest już jego Lilith, że na nic się nie zda próba przemówienia jej do rozsądku. Zawładnęła nią potężna energia, która kiedyś doprowadziła do zguby jej ojca. Ale nie dopuści do tego, żeby wszystko potoczyło się tak jak kiedyś. 

***

   Hinamori próbowała wydostać się z gruzów budynków. Była pewna, że jest bezpieczna, że Lilith dostatecznie odwróciła uwagę Shinigami i może uciec. Zdała sobie sprawę, jak bardzo się myliła gdy czyjaś dłoń chwyciła ją za gardło i uniosła w powietrze. Spojrzała w turkusowe, przepełnione nienawiścią oczy Hitsugayi Toshiro. 
   - Shiro-chan.. – wyjęczała patrząc na niego błagalnie, po wychudzonym policzku popłynęła łza. Toshiro nawet nie mrugnął.
Przeszedł kilka kroków i rzucił ją na ziemie, u stóp opierającego się na lasce Wszechkapitana. 
   - Momo Hinamori – zagrzmiał patrząc na nią groźnie spod krzaczastych brwi. – Tak myślałem, że jeszcze o tobie usłyszymy. Skoro jesteś zdana na naszą łaskę, równie dobrze możesz wyjaśnić nam kilka rzeczy. – Na chwilę przeniósł spojrzenie na Ichigo, który nie zwracając na nich uwagi, przyglądał się ciągle nieruchomej Lilith. – Hougyoku zostało zniszczone. Jakim cudem znalazło się w twoich rękach?
   - Aizen-sama sklonował je jeszcze w Las Noches – wycharczała rozcierając sobie gardło. – Posiada znacznie mniejszą moc niż oryginalne Hougyoku, ale ciągle wystarczającą by was wszystkich zabić – dodała złośliwe.
   - To wszystko było planem Aizena?
   - Planem B. W razie gdyby udało wam się unieszkodliwić Lilith już na początku. 
   - Jak to jest.. Poświęcić całe swoje życie komuś kto tego nie docenia? Komuś, dla kogo byłaś tylko narzędziem? Teraz spotka cię za to kara, myślę, że tym razem Centrala 46 nie będzie już taka łaskawa. 
   - Nie będę zdawać się na waszą łaskę czy niełaskę! – Oczy błyszczały jej szaleńczo, twarz wykrzywił paskudny uśmiech – Jestem kimś więcej niż marnym Shinigami, jestem ulubienicą Aizena! Nie macie prawa skazać mnie na śmierć, nie zasługujecie na to – mamrotała coraz szybciej i niewyraźnie, kompletnie straciła kontakt z rzeczywistością, wyglądała jak obłąkana. Wszechkapitan patrząc na nią czuł tylko żal. Dlatego nie zareagował gdy uniosła leżący nieopodal miecz, należący do Lilith i płynnym ruchem, bez wahania wbiła go sobie głęboko w brzuch. 
   - Aizen-sama jest ze mnie dumny.. – uniosła wzrok na ciemne niebo i opadła na ziemię z lekkim, szczęśliwym uśmiechem zastygającym jej na ustach. Krew obficie moczyła marmurową posadzkę, Shinigami odwrócili wzrok.

***

  Lilith opanowała drzemiącą w niej siłę, wystarczyło by ruszyła palcem, a cały budynek legł w gruzach. Machnie ręką i zniszczy cały świat. 
Ignorując kapitańskie zbiorowisko, które mierzyło ją uważnymi spojrzeniami, machnęła skrzydłami tworząc porywisty wiatr. Odwróciła się tyłem i poszybowała w stronę obrzeży Seireitei. Od czegoś trzeba zacząć. 
   Ichigo patrzył za nią i próbował zmusić się do działania. Jeden krok na przód, drugi. Zatrzymał się i uderzył pięścią w kawałek ściany, który przetrwał wybuch Reiatsu. Spuścił głowę i zacisnął zęby wściekły i sfrustrowany. 
   - Kapitanie Kurosaki – odwrócił się w stronę Wszechkapitana. Był jak zwykle spokojny i opanowany. – Mógłbym wysłać za nią wszystkie oddziały na czele z kapitanami, ale tylko ty jesteś w stanie ją zatrzymać. I ty powinieneś to zrobić. 
Ichigo skinął głową i ścisnął mocniej ostrze Zangetsu. Nie czekając dłużej, rzucił się do przodu, uwalniając jednocześnie swoje Reiatsu. Wokół niego owinęła się czarna energia. 
   Wyczuwał tą zmutowaną moc. Odrobina jego Lilith przytłumiona przez olbrzymie pokłady paraliżującej mocy Hougyoku. Była coraz bliżej, a jego energia stawała się coraz bardziej niespokojna i burzliwa, wyczuwając tak wyraźnie zagrożenie. Nigdy nie potrafił do końca panować nad swoimi mocami, ale dopiero teraz zaczęło mu to przeszkadzać. Wzburzenie nie pozwalało mu się do końca skupić, instynkt nakazywał mu natychmiastowo zlikwidować zagrożenie, a przecież nie mógł tego zrobić. Wreszcie dostrzegł jej postać. Wielkie, białe skrzydła i drobna sylwetka unosząca się kilka metrów nad ziemią. Wokół gruzy budynków, a trochę dalej rozległe równiny znajdujące się na obrzeżach Seireitei. Dotychczas zielona trawa usiana mnóstwem kwiatów pożerana była teraz przez fioletowe płomienie. Niebo przysłoniły ciężkie, ołowiane chmury, wokół Lilith co rusz pojawiały się purpurowe błyski. Jej elektryczne Reiatsu ciągle walczyło z Reiatsu Hougyoku. Ichigo niemal wyczuwał jak miota się wewnątrz białej skorupy i próbuje uwolnić. Ale jej twarz na zewnątrz wyglądała jak bezuczuciowa maska. Fioletowe oczy wpatrywały się w przestrzeń beznamiętnie, Lilith machnęła lekko ręką i kolejna fala energii poszybowała w stronę odległych zabudowań, niszcząc je doszczętnie. Ichigo nie czekał dłużej, rzucił się do przodu i zaatakował. Sousuke sparowała uderzenie wyciągając jakby od niechcenia dłoń. Sytuacja była do bólu podobna, Kurosakiemu ciągle zdawało się, że śni. Ale nie, to była brutalna rzeczywistość. Rudowłosy uderzył ponownie i jeszcze raz, kolejny i kolejny. Wiedział, że zwykłe ataki nic nie dadzą i przygotowywał się na to co nieuniknione. Odskoczył błyskawicznie, unikając stróżki energii wymierzonej prosto w jego klatkę piersiową, skumulował Reiatsu i uaktywnił formę BanKai. Czarny płaszcz załopotał na wietrze gdy rzucił się ponownie, zaciekle atakując. Wyczuł za sobą obecność Renjiego i Ruki. Warknął ze złości, tego jeszcze brakowało, żeby Lilith obrała sobie ich za cel, przecież nie da rady obronić ich, siebie i nie dopuścić do jeszcze większych szkód. Wystarczyło, że już walczyli pośród gruzów a dookoła nich szalał ogień. Odskoczył w tył, a Sousuke zaatakował Renji. Po chwili do walki włączyła się Rukia i wszyscy w trójkę zaciekle atakowali Lilith. Nic to nie dawało, nawet kiedy Ichigo użył Getsugi Tenschou. 
   Noc zapadła już całkowicie, grube chmury przysłaniały księżyc, jedynym źródłem światła były fioletowe, rażące błyski unoszące się wokół Lilith. Ichigo otarł pot z czoła, obok niego, kompletnie wykończona Rukia opierała się o swój miecz, a gdzieś z tyłu dochodziło do niego ciężkie sapanie Renjiego. Wszyscy byli już w nienajlepszej formie, kimona mieli w strzępach i krwawili z wielu drobnych ran. Kurosaki zdecydował się na ostateczność, wyciągnął rękę przed twarz i skumulował energię. Drobiny cząsteczek duchowym zaczęły materializować się w maskę Hollowa. Jednocześnie uważnie obserwował nieruchomą sylwetkę Lilith kilka metrów przed nimi. 
   To była sekunda, jeden moment. Lilith błyskawicznie rzuciła się na przód, skrzydła zafalowały, fioletowe oczy zabłysły niebezpiecznie. Rukia nie zdążyła podnieść gardy. Nagły impuls, niekontrolowany ruch i Ichigo znalazł się przed nią z wyciągniętym mieczem. Odruchowo zasłonił przyjaciółkę własnym ciałem. Ostrze zatopiło się gładko przecinając skórę, mięśnie, narządy i przechodząc na wylot, krew zalała jego rękę i ściekała obficie z rany na brzuchu. Ichigo otworzył szeroko oczy i wpatrywał się jak zahipnotyzowany w stojącą zaledwie kilka centymetrów przed nim postać. Przebił mieczem fioletową, błyszczącą kulę znajdującą się w ciele dziewczyny, nieświadomie zniszczył Hougyoku. Uformowana do połowy maska Hollowa rozbiła się z trzaskiem, razem z nią skrzydła i biała skorupa otaczająca ciało Lilith. Matowe spojrzenie czekoladowych oczu utkwione było gdzieś ponad jego ramieniem, nieruchoma sylwetka zawisła na jego mieczu, teraz gdy nic nie utrzymywało jej już w powietrzu, wisiała bezwładnie kilka centymetrów nad zrujnowanym podłożem. Usłyszał za sobą przyspieszony oddech, Rukia wyszła zza niego i oniemiała, doleciał do niego stłumiony jęk zdziwienia Renjiego. Wyczuł jeszcze zbliżające się energie kapitanów, ale nikogo nie widział. Nie widział już nic poza tymi martwymi oczami, miał wrażenie jakby na jej poszarzałej twarzy malowały się wyrzuty. Krew ciągle cieknąca z rany obficie go zmoczyła. Upadł z głuchym trzaskiem na kolana, ledwo co zarejestrował ból wbijających się w ciało kamieni. Jak najdelikatniej wysunął ostrze z jej brzucha i wpatrzył się w okrągłą dziurę. Miał ochotę krzyczeć, drzeć się w niebogłosy, ale nie potrafił. Miał wrażenie jakby już nigdy miał się nie odezwać, oniemiał na zawsze.
   - Jeszcze żyje – ciszy szept Ruki wyrwał go z transu, pochylała się nad Lilith i przykładała palce do jej szyi. Wyczuła słabnący puls. 
   Ale Lilith nie była człowiekiem, Shinigami ani Arancarem. Jej ciało składało się z cząsteczek duchowych, które kontrolowała za pomocą Reiatsu. Teraz na granicy śmierci, kontury jej sylwetki zamazały się, pojedyncze drobinki zaczęły odrywać się i ulatywać porywane przez wiatr. Rana poszerzała się przez ciągle ubywające kawałki. Jak puzzle, które nagle przestały pasować, znikały coraz to nowe części, za niedługo nie zostanie nic. Ichigo poczuł dojmującą wściekłość, na siebie, na nią, na Aizena i Hinamori.. Poczuł na policzkach gorące, palące łzy, gniew wzrastał i powoli przejmował nad nim kontrolę, porcelanowa maska samoistnie zaczęła tworzyć się na jego twarzy, głowę wypełnił mu szyderczy śmiech jego Hollowa.
   - Ichigo.. – zaskoczony zerknął na Lilith, patrzyła na niego nieprzytomnie, głos miała cichy i słaby, ledwo ją słyszał. Rukia trzymała ją za rękę i przekazywała swoją energię, by choć jeszcze przez chwilę przytrzymać ją przy życiu. – Co robisz? – Spojrzała na niego karcąco i zdał sobie sprawę, że pewnie patrzy teraz w złote źrenice i otaczającą je czerń oczu Hollowa. Odzyskał nad sobą kontrolę i jednym niedbałym ruchem ręki rozmył w powietrzu maskę. Pochylił się nad nią odrobinę i pogładził blady policzek.
   - Wiesz.. To nie tak miało się skończyć.. Chcę żyć – wydawało mu się jakby patrzył na nią przez jakąś powłokę, jej ciało coraz bardziej bladło, zanikało. Była taka nierealna, odległa. Drobiny wirowały mu przed oczami – Chciałam jeszcze..  – urwała nagle i zmarszczyła odrobinę brwi – Ichigo, nie czuję swoich nóg.
   - Wszystko w porządku – uspokoił ją zdławionym szeptem Ichigo, nie czuła nóg, bo już całkowicie zanikły rozpadając się na miliony cząsteczek. – Spokojnie, wszystko będzie dobrze – nienawidził się za to że kłamie, przecież nic już nie będzie dobrze – Powiedz co chciałaś.
   - Tyle rzeczy – uśmiechnęła się słabo, jej oczy wypełniły łzy – Chciałam na przykład.. – ponownie się zmartwiła, niespokojnie potrząsnęła głową – Nie pamiętam.. Zapomniałam, Ichig.. – Urwała i spojrzała na niego ze zdziwieniem i przestrachem – Kim jesteś?
Najpierw na jego twarzy odmalował się szok, potem ból, a wreszcie krzywy, wymuszony uśmiech.  
   - Więc to pożegnanie? – łzy wypływały z jego oczu niekończącym się strumieniem, już nawet nie starał się ich powstrzymać. Ból w piersi wzmógł się, był nagły i intensywny jakby rozrywano mu serce. 
   - Traci pamięć? – Gdzieś nad sobą usłyszał ciche pytanie Renjiego, nie zwrócił na to uwagi. Pochylił głowę i oparł czoło o jej własne, ignorując jej zdziwioną i zagubioną minę, nie miała już siły by protestować. 
   - To normalnie – odpowiedział mu łagodny głos należący do Unohany. – Wymazuje się cała jej egzystencja. Znika.
   - Nie da się nic zrobić? – wychrypiał Ichigo podnosząc się i patrząc prosto w zmartwione oczy kapitan. Lilith toczyła wokół nieprzytomnym wzrokiem, jej oddech był świszczący, klatka piersiowa unosiła się w powolnym tempie. Retsu nie odpowiedziała, wlepiała intensywne spojrzenie w leżącą dziewczynę. – Jest jakiś sposób? – Zapytał głośniej, rozzłoszczony i na nowo rozpalony nadzieją.
Unohana powoli kiwnęła głową.
   - Możesz przekazać jej własną energię.
   - Dlaczego nie mówiłaś od razu?! – Był zły, ale jednocześnie radosny uśmiech wykrzywił jego wargi.
   - Nie mam stu procentowej pewności, że to ją uratuje. A jeśli nie, to energia już nigdy do ciebie nie powróci, stracisz dużą część mocy.
   - Mam to gdzieś.. – zupełnie jak w jakimś amoku, oślepiony możliwością uratowania Lilith, chwycił jej dłonie i zacisnął mocno oczy. 
   Minuty mijały w nieprzyjemnej, napiętej ciszy. Trzynaście par oczu wlepiało wzrok w jego ręce, ale zupełnie o to nie dbał. Skupiał się maksymalnie, czuł dookoła siebie wirujące cząsteczki, zlepiające się na nowo z jej ciałem, tworzące nogi, tułów, brzuch, zasklepiające ranę. Dookoła nich wirowały spirale czarnego Reiatsu, jego energia łączyła się z jej, czuł jak opada z sił, płaszcz odzwierciedlający stan jego energii w trybie BanKai, rozpadał się na kawałeczki, które łączyły się z ciągle nieruchomym ciałem Lilith. W końcu z transu wyrwał go ciepły dotyk na ramieniu. Odwrócił się i napotkał uśmiechniętą lekko twarz Retsu, kiwnęła głową. Spojrzał na leżącą przed nim postać. Znowu miała na sobie śnieżnobiały strój Shinigami, cała jej postać błyszczała lekko, wyglądała zupełnie jak wtedy, gdy zobaczył ją po raz pierwszy. Zamknięte oczy, lekko zarumienione policzki i spokój na twarzy. Ale nie budziła się. Ścisnął jej dłoń, ale nie zareagowała. Zanim grunt znowu osunął mu się spod nóg, usłyszał jeszcze spokojny głos Retsu.
   - To może trochę potrwać. 



___________

<3

czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział 8



   Ichigo otworzył oczy i chwilę mu zajęło zorientowanie się, gdzie w ogóle przebywa. W następnej kolejności zabrał się za analizowanie sytuacji w jakiej się znajduje. Od zawsze spał twardym, nieruchomym snem, więc dzisiaj również obudził się tak jak zasnął, czyli na plecach. Inna sprawa była najwyraźniej z Lil. Jej głowa była pod jego głową, z twarzą wciśniętą w jego szyję. Czuł dotyk jej zimnego nosa i ciepły, przyprawiający o gęsią skórkę oddech. Jej ręka oplątywała jego kark, a dłoń wsuniętą miała w jego włosy. Zgrabną, nagą nóżkę zarzuciła bezwstydnie na jego biodro, obejmując go w pasie. Czuł ją dosłownie wszędzie, jej zapach, dotyk, ciepło skóry. Doskwierał mu parzący gorąc w całym ciele, przełknął ciężko ślinę by pozbyć się guli w gardle, ale na niewiele się to zdało. Coś dziwnego i bliżej niezidentyfikowanego działo się w środku jego organizmu. Czy to są te popularne, młodzieńcze motylki w brzuchu? U niego były to chyba jakieś szarańcze. Spróbował wstać delikatnie, by nie obudzić dziewczyny, ale gdy się podnosił, zadrżała z zimna i zaczęła się wiercić mamrocząc coś pod nosem. Opadł więc z powrotem na poduszki i przymykając oczy starał się wyluzować. Po chwili zapadł w niespokojny sen pełen łaskoczących włosów, krótkich koszul nocnych i chłodnych dłoni na gorącej skórze. 
   Obudziło go kręcenie się wtulonej w niego osóbki. Po chwili poczuł na szyi łaskotanie otwieranych rzęs i muśnięcie ziewających ust. Brunetka zamrugała jeszcze kilkakrotnie, odpędzając resztki snu i najwyraźniej również próbując odnaleźć się w sytuacji. Jej palce wyplątały się delikatnie z jego włosów i sunęły wzdłuż umięśnionej klatki piersiowej, zostawiając za sobą ślady z gęsiej skórki. Lilith zatrzymała rękę natrafiając na własną nogę, ciągle obejmującą Ichigo i uniosła się na łokciu, spoglądając prosto w jego otwarte, brązowe oczy. 
   - Dzień dobry Truskaweczko – zamruczała rozkosznie, całując go w policzek.
Ichigo już chciał się podnieść, wpić w jej kształtne, uśmiechnięte usta i poczuć ją w końcu całym sobą, gdy ona zwinnie wyślizgnęła się z jego uścisku, wstała z posłania i rozciągnęła się aż strzeliły jej kości. A on mógł jedynie obserwować jak lekko unosi się na niej jego bluzka. Po chwili zniknęła za drzwiami łazienki, posyłając mu jeszcze przez ramię słodki uśmiech.
   - Dzień dobry Lil.. – westchnął z rezygnacją i opadł na poduszki. 

***

   Jak tylko z powrotem zagłębili się w uliczki Seireitei, wyśledził ich Ikkaku. Czekał za najbliższym zakrętem, kucając na murze i szczerząc się potwornie. Złożył im propozycje nie do odrzucenia polegającą na wzięciu udziału w treningu Jedenastego Oddziału. Ichigo błyskawicznie zaczął szukać w głowie wymówki. Że są zmęczeni? Nie, przecież wracają właśnie z urlopu. To może, że muszą odpocząć po podróży? Nie, przecież ich podróż trwała najwyżej godzinę. Hmm, że.. Nie zdążył nawet sformułować do końca nowego pomysłu, bo Lilith wyraziła entuzjastyczną zgodę i pociągnęła go za rękę w stronę baraków Jedenastki. Kilka minut później przekonał się, że walką nigdy nie pogardzi i nic nie jest jej w stanie jej powstrzymać. Nawet letnia sukienka i sandałki na obcasach. Stała przed całym oddziałem, składającym się z rosłych, umięśnionych mężczyzn, uzbrojona jedynie w drewniany miecz, który w porównaniu ze wzrostem niektórych osobników, mógł służyć im spokojnie za wykałaczkę. Z dzikim okrzykiem, prawdopodobnie podpatrzonym u Ikkaku czy Zarakiego, rzuciła się w sam środek tłumu, zajadle uderzając, wymachując, kopiąc i nokautując. Na koniec stała spokojnie, z mieczem zarzuconym na ramię, a dookoła niej leżały, porzucone bezwładnie ciała walecznych Shinigami. 
   - Macie bardzo słaby oddział – mruknęła lekko w stronę Ikkaku, jakby wcale nie mówiła o najsilniejszej jednostce bojowej w całym Seireitei, opadła na werandę koło Yumichiki, który poczęstował ją czarką sake. 
Madarame całą walkę stał koło Ichigo i zachwycony śledził każdy ruch dziewczyny.
   - Jeśli ty się z nią nie ożenisz, to ja to zrobię – szepnął do Kurosakiego, a ten zaczerwienił się, nie wiadomo czy z oburzenia czy zakłopotania. 

***

   Popołudniową sjestę na tarasie Oddziału Jedenastego, przerwało im przybycie rozgorączkowanego Szóstego Oficera, który z przerażeniem oznajmił, że pani Porucznik płacze i nikt nie wie dlaczego. Był to akurat czas drzemki Kapitana Kenpachiego, którego zbudzenie było surowo wzbronione, pod karą śmierci w okropnych torturach. Nikt nie ośmielił się jeszcze sprawdzić, czy ten przepis nie jest przypadkiem groźbą bez pokrycia i jakoś nikt się do tego nie palił. Zatrwożony więc Szósty Oficer, który nie miał najmniejszego pojęcia o opiece nad dziećmi, przybył, by ktoś uratował sytuacje i nie dopuścił by głośny płacz Porucznik Yachiru doprowadził do przedwczesnego zbudzenia Kapitana. Zjawili się natychmiast w pokoju różowowłosej, która faktycznie siedziała na łóżku i wyła w niebogłosy. Yumichika jako ten, o największej wrażliwości i delikatności, podszedł do niej ostrożnie i próbował uspokoić ją swoim aksamitnym głosem.  Nic to jednak nie dało, a można by i stwierdzić, że tylko uczyniło zawodzenie Yachiru głośniejszym. Yumichika odskoczył od niej jak oparzony, i zasłaniając uszy dłońmi oddalił się na bezpieczniejszą odległość. 
   - Zrób coś.
Lilith podniosła zaskoczony wzrok na zdeterminowanego Ikkaku.
   - Niby co? Pierwszy raz widzę płaczące dziecko – prychnęła widząc jak wybałusza oczy. – W Hueco Mundo nie ma dzieci geniuszu.
   - Jesteś kobietą cholera, użyj swojego wrodzonego instynktu macierzyńskiego!
Lili warknęła, ale podeszła do dziewczynki. Przysiadła na skraju łóżka i objęła roztrzęsioną od szlochu sylwetkę. Pogładziła delikatnie różową głowę.
   - Cśśśś – wyszeptała najczulszym, najsłodszym głosem, od którego Ichigo zrobiło się cieplej na sercu. – Chibi-chan, czemu płaczesz?
Mała rozryczała się jeszcze bardziej i siąkając nosem objęła drobnymi rączkami szyję Sousuke. Próbowała coś powiedzieć, ale szloch skutecznie jej to uniemożliwiał. 
   - Spokojnie Chibi, spokojnie – brunetka mruczała dalej, kołysząc ją lekko w przód i w tył.
  - Boooo.. – jąkała się Yachiru, próbując w końcu coś powiedzieć. – S-skooończyłyyy m-ii się cuuuukierki!
Ichigo zacisnął zęby żeby nie wybuchnąć śmiechem, Ikkaku wyglądał jakby miał się zaraz trzasnąć w twarz, a Yumichika z morderczą miną masował najwyraźniej wciąż obolałe uszy. Jedynie Lili pokiwała ze współczuciem głową i otarła łzy z zarumienionych policzków.
   - Już nie płacz Chibi-chan, Ikkaku pójdzie do sklepu i wróci z cukierkami dosłownie za sekundę – uniosła wymownie brwi spoglądając na Madarame – Prawda Ikkaku?
   - A-ale.. – urwał widząc spojrzenie brunetki – Ta.. prawda.
   - Więc co tu jeszcze robisz?
Madarame z ciężkim westchnięciem zniknął za drzwiami, a Yachiru przestała płakać.
   - Dziękuję Li-Lili – zaświergotała radośnie z wielkim uśmiechem. 
Tym razem to Ichigo miał ochotę zdzielić się w twarz. I zrozum tu kobiety..

***

  Od Jedenastych wracali późnym wieczorem. Było już ciemno i zimno, ale Lilith miała ochotę na spacer w świetle księżyca, a Ichigo nie potrafiąc przezwyciężyć irracjonalnej obawy, że coś jej się stanie gdy będzie sama, zgodził się jej towarzyszyć. Tak więc wędrowali do swoich kwater obierając najdłuższą z możliwych dróg. Szli w ciszy i spokoju, dopóki nie dobiegł ich głośny, pijacki śmiech. I dziwne, bliżej niezidentyfikowane, niedwuznacznie brzmiące odgłosy, których źródła Ichigo wolał nie znać. Ale Sousuke oczywiście była innego zdania, bo pociągnęła go za rękę i wskoczyli na dach pobliskiego budynku. Brunetka najwyraźniej wyobraziła sobie, że jest bohaterką jakiegoś filmu szpiegowskiego, bo pochylona, stąpała cicho, rozważnie i niebywale tajnie. Ichigo wędrował za nią z rękami w kieszeniach. Doszli do drugiej strony dachu, który wychodził na uliczkę obok. Chowając się za spiczastym wierzchołkiem, wyjrzeli ostrożnie na ulicę. O ścianę kwater Oddziału Drugiego opierała się Kapitan Soi Fon. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że przyciskana do owej ściany była przez fioletowowłosą Yoruichi, której twarz aktualnie była zanurzona w jej biuście. Obydwie chichotały pijacko i oprócz tego wydawały z siebie ciche jęki i westchnienia. Gdy ręka Yoruichi zawędrowała w spodnie Kapitan, z jej ust wyrwał się krótki okrzyk, zaraz stłumiony przez usta Shihoin. Po chwili obie kobiety, zataczając się i pojękując wtoczyły się do budynku, zatrzaskując za sobą drzwi z głośnym łomotem. Ichigo i Lilith milczeli przez chwilę. 
   - To lesbijki – oświadczyła w końcu Sousuke.
   - Brawo Lil, wielkie umysły myślą podobnie.
Lili, co dziwne, nie zareagowała na zaczepkę. Siedzieli w ciszy, aż w końcu brunetka wybuchła głośnym, niepochamowanym śmiechem. 
      - Już nigdy nie będę mogła spojrzeć w twarz Kapitan Soi Fon – wystękała ocierając łzy rozbawienia.
   - To ty chciałaś bawić się w detektywa – wypomniał jej Kurosaki uśmiechając się i łapiąc ją za nadgarstek, gdy ze śmiechu straciła równowagę. 
Obserwując jej roześmianą, zarumienioną twarz, oświetloną bladym blaskiem księżyca, uświadomił sobie coś nagle. Wolną ręką poprawił kosmyki czekoladowych włosów, które przykleiły się do wciąż mokrych policzków. Przesunął rękę z jej nadgarstka chwytając ją za dłoń. 
   - Hmm.. Lil? Chciałabyś.. – zawahał się, gdy uspokoiła się i spojrzała na niego pytająco – Zostałabyś.. Moim Porucznikiem?
Przez chwilę wydawała się zdziwiona, ale zaraz uśmiechnęła się szeroko. Z entuzjazmem pokiwała głową i ciągnąc go za sobą, zeskoczyła na uliczkę. Skierowali się do kwater, ciągle trzymając się za ręce. 
   - Czyli mogę ciągle z tobą mieszkać?
   - Czemu miałabyś ze mną nie mieszkać?
  - No wiesz, myślałam, że jak już wszyscy uznają mnie za w pełni poczytalną i skończysz się mną opiekować..
   - Zawsze będę się tobą opiekować i możesz mieszkać ze mną tak długo jak chcesz.


________________________


Witam :D
Tak tu dowaliłam z YoruSoi.. W sumie nigdy jakoś nie wierzyłam w ich związek, ale tutaj mi cholernie pasował, nie miejcie mi tego za złe ;D

Pozdrawiam, ;3

środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 7



   Lilith piła popołudniową herbatę w towarzystwie Kapitana Ukitake, Shinjiego i Kyoraku. Chociaż podejrzewała, że w filiżance tego ostatniego więcej jest sake niż esencji. Ichigo był w siedzibie Oddziału Pierwszego by załatwić sobie urlop na odwiedziny u rodziców, choć Sousuke uważała to za stratę czasu, bo poniekąd i tak miał już wolne żeby zajmować się nią. Właściwie to to całe jego zwierzchnictwo i 'opiekuństwo' powinno być dla niej krępujące i irytujące, w końcu jakby nie patrzeć, była samowystarczalną, dorosłą kobietą, ale jakoś dziwnie jej to nie przeszkadzało. Przyzwyczaiła się do jego ciągłej obecności i nie mogła sobie wyobrazić mieszkania samej, gdy dowództwo uzna, że jest już w pełni zresocjalizowana.
   - Ziemiaaaa do Lili – przeniosła wzrok na Hirako, który najwyraźniej próbował się z nią porozumieć – Już tak nie tęsknij, w końcu po ciebie przyjdzie nie? – wyszczerzył się figlarnie, prezentując idealne, białe uzębienie.
   - To druzgoczące, że mała Lili-chan nudzi się w naszym towarzystwie.. – Westchnął teatralnie Shunsui – Wiem, że nie jesteśmy pewnym rudowłosym młodzieńcem, no ale..
   - Ach jak te dzieci szybko dorastają – roztkliwił się Jushiro z ojcowskim uśmiechem.
   - Dobrze się bawicie? – Warknęła, ale nie mogła powstrzymać uśmiechu.
   - Przepraszam Kapitanie, nie mogę Kapitana wpuścić - rozległ się nagle zza drzwi głos jednego z nadgorliwych oficerów Jushiro.
   - Bo?
   - Kapitan Ukitake jest właśnie w trakcie ważnego spotkania, nie można mu przeszkadzać.
   - Zapewniam, że nie będzie miał nic przeciwko – drugi głos był wyraźnie zirytowany.
   - Z całym szacunkiem ale nie mogę.
   - Niby czemu?
   - Cokolwiek robi Kapitan Ukitake, jest zapewne czymś niesamowicie ważnym i pilnym, a gdyby Kapitan spodziewał się Kapitańskiej wizyty, to by mnie o tym poinformował. Więc muszę tu stać i pilnować, by nikt nie przerwał ważnych zajęć Kapitana Ukitake, Kapitanie.
   - Weź nie pieprz i otwórz mi te drzwi!
Członkowie ważnego spotkania zaśmiali się głośno, podczas gdy Jushiro westchnął ciężko i wstając z podłogi, skierował się w stronę drzwi, rozsunął je i położył rękę na ramieniu swojego Trzeciego Oficera.
   - Spokojnie Kotsubaki-kun, nie mam nic przeciwko obecności Kapitana Kurosakiego – oznajmił z dobrotliwym uśmiechem.
   - Hai! – Mężczyzna zasalutował i zwrócił się w stronę zdenerwowanego Ichigo – Zatem ma Kapitan pozwolenie, zapraszam!
   - Och, dzięki serio – burknął sarkastycznie rudowłosy. – Ale chciałem tylko zabrać Lilith.
Jushiro wrócił na swoje miejsce, a Ichigo stanął w drzwiach opierając się o framugę.
   - Nie napijesz się z nami? – Zaproponował Kyoraku, siorbiąc radośnie herbatę-sake.
   - Może innym razem.. Lil idziesz?
Dziewczyna spokojnie dopiła swój napój i wstała powoli z poduszki, rozciągając zastałe mięśnie. Ichigo przewrócił oczami.
   - Spokojnie Kurosaki, wyluzuj, nikt ci dziewczyny nie ukradnie.. - Mruknął Hirako, z bezczelnym uśmieszkiem obserwując ruchy brunetki.
Ichigo westchnął, oparł głowę o framugę i cierpliwie czekał, aż Lilith pożegna się z Kapitanami. W końcu minęła go w drzwiach, na odchodnym jeszcze machając mężczyzną i skierowała się w stronę ich kwater.

***

   Siedział na stołku przy kuchennym blacie i czekał. Lilith jak to typowa kobieta – trzeba było na nią czekać. Teraz na przykład czekał aż zapakuje w końcu potrzebne rzeczy. A choć planował zostać u rodziców tylko na jedną noc, to oczekiwał właśnie, aż brunetka sprezentuje mu całą listę rzeczy, jej zdaniem niesamowicie koniecznych, a jego wręcz przeciwnie. Siedział więc i czekał, prawie cierpliwie, gdyby nie liczyć nerwowych westchnięć i rytmu wybijanego palcami na drewnianym blacie. Zastanawiał się jaki sposób wymyśli dziewczyna, by wrobić go w noszenie jej torby i czy będzie on na tyle skuteczny, by nie odmówił. Z błogą ulgą zarejestrował dźwięk otwieranych drzwi, odwrócił się i dostrzegł Lili wychodzącą ze swojej sypialni. W końcu się doczekał. Miała na sobie delikatną, dziewczęcą, fioletową sukienkę, a za sobą ciągnęła ciężką torbę, która psuła efekt, więc Ichigo zastanawiał się, czy od razu jej nie zabrać. Ale postanowił, że poczeka i zorientuje się jaki tym razem kreatywny sposób przekonywania wymyśliła brunetka.
   Puściła ramię torby gdzieś na środku pokoju i z uśmiechem skierowała się w stronę Kurosakiego. Stanęła bardzo blisko i otaksowała wzrokiem jego umięśnioną klatkę piersiową, odzianą w czarną, przylegającą koszulkę. Dotknęła palcem wskazującym jego torsu, przejechała nim delikatnie w górę, muskając wystający obojczyk, jabłko Adama, silne kości policzkowe i zatrzymując się na lekko zaczerwienionym policzku.
   - Takie rozsadzające skórę bicepsy muszą się do czegoś przydać, prawda?  - szepnęła mu do ucha - Więc może wyświadczysz przysługę niewiaście w potrzebie i poniesiesz jej torbę?
Odsunęła się zwieńczając swoją prośbę słodkim uśmiechem i odwracając się, przesunęła jeszcze palcem wzdłuż jego policzka, zahaczając o miękkie usta. Skierowała się do przedpokoju.
Ichigo podnosił z ziemi jej ciężką torbę, z poczuciem, że wpadła na nowy, świetny pomysł. Może to dlatego tak długo siedziała w pokoju?

***

  Wyszli z Dworu Czystych Dusz przez Bramę Północną i skierowali się w stronę domu rodziców Ichigo. Daleko nie mieli, bo domostwo znajdowało się w Pierwszym Okręgu Rukongai, tym najbogatszym i jednocześnie leżącym najbliżej Seireitei.
   Gdy dochodzili na miejsce Ichigo od razy wyczuł energię duchowe należące do jego sióstr. Wspięli się na drewniane schodki werandy i bez pukania, Kurosaki otworzył drzwi. Wszedł jednak pierwszy, by nie narazić Lilith na spotkanie z atakującym ojcem. Isshin mimo swojego wieku, wieku syna i jego wysokiej rangi, ciągle miał zwyczaj atakować go na powitanie kopniakiem lub prawym sierpowym, ale przestało mu się to udawać już półtora wieku temu. Wkroczył do ciemnego korytarza i gestem nakazał brunetce zatrzymać się przy drzwiach, sam przeszedł zaledwie kilka kroków dalej, gdy z jednego z bocznych pokoi wyskoczył jego ojciec.
   - Ichiiiiiiiiigo! Kochany synek wreszcie odwiedził staruszka! – Zawył i rzucił się na rudowłosego.
Ichigo nie wiedział, czy ojciec chce go przytulić, czy to jakiś nowy podstęp na pokonanie go, więc zapobiegawczo odsunął się, a Isshin lądując na ziemi, przeszorował jeszcze kawałek podłogi i zatrzymał się u stóp Lili.
   - Dzień dobry – zamruczała uśmiechając się wesoło i pochylając lekko, nad wytrzeszczającym na nią oczy mężczyzną.
   - Dobry boże! – Kurosaki senior zerwał się na równe nogi i uściskał serdecznie zaskoczoną dziewczynę – Czy mój syn właśnie przyprowadził do domu dziewczynę? Nie wierzę, Masaki, kochanie słyszałaś?!
   Ichigo coraz bardziej żałując, że zabrał ze sobą Sousuke, uderzył odrobinę zbyt mocno głową w ścianę i kolejny raz tego dnia czekał. Tym razem, aż ten cały cyrk się skończy. Postanowił darować sobie trud przekonywania ojca, że Lilith nie jest jego dziewczyną. I tak by to nic nie dało, Isshin był głuchy na wszystko czego nie chciał słyszeć. Z pomieszczenia z którego wyskoczył senior, wychyliła się teraz piękna kobieta o długich, jasno rudych włosach. Przytuliła mocno swojego syna, ale zaraz ustąpiła miejsca radosnej Yuzu, w której oczach błyszczały łzy wzruszenia. Karin skinęła tylko Ichigo i stała w drzwiach przyglądając się Lili. Masaki podeszła do brunetki i odsuwając delikatnie swojego męża, uściskała ją na przywitanie.
   - Lilith Sousuke – przedstawiła się uprzejmie brunetka. – Miło mi państwa poznać.
   - Aaaach więc to ty narobiłaś tyle zamieszania w Seireitei – Isshin odezwał się radosnym tonem, jakby mieszanie w Seireitei co najmniej go bawiło.
   - He, skąd wiesz? – Zdziwił się Ichigo przechodząc do salonu.
Wszyscy udali się za nim i po chwili siedzieli na poduszkach przy niskim stoliku.
   - Karin poinformował o tym Toshiro-kun, na jednej z tych ich schadzek – szturchnął siedzącą koło niego Lilith łokciem i mrugnął do niej porozumiewawczo. – Jeśli wiecie co mam na myśli.
   - Zamknij się tato – burknęła chłodno czarnowłosa zakładając ręce na piersi.

***

  Był już późny wieczór. Po tym, jak Isshin z cwanym uśmiechem poinformował Lilith, że niestety z powodu małej ilości pokoi, musi nocować z Ichigo, wszyscy życzyli sobie dobrej nocy i udali się do swoich sypialni. Wykąpany już Ichigo leżał leniwie na posłaniu z rękami założonymi za głowę. Z łazienki dobiegał go uspokajający szum prysznica i co chwilę mrugając, powstrzymywał się by nie zapaść jeszcze w sen. Po kilkunastu minutach drzwi otworzyły się, wpuszczając do pokoju chmarę pary i wyszła z nich Lili odziana w króciutką i cienką koszulkę nocną.
   - Tak z czystej ciekawości, z kim byłaś na zakupach? – Mruknął od niechcenia Ichigo, odwracając wzrok od jej nagich ramion.
   - Z Rangiku, a co?
   - Nic, mogłem się domyślić – westchnął ciężko. – Ale noce tutaj są cholernie chłodne.
   - Najwyżej przytulę cię do ciebie – oświadczyła pogodnie, wzruszając ramionami.
Ichigo podniósł się do siadu, ściągnął swoją bluzkę z długim rękawem i rzucił ją zaskoczonej dziewczynie. – Ubieraj się bo zmarzniesz.
   - A ty?
   - Mnie grzeją te rozsadzające skórę bicepsy, ty masz same kości.
   Żachnęła się, ale przeciągnęła przez głowę trzymane ubranie. Po całkowitym założeniu, bluzka okazała się dłuższa od jej pidżamy, a szerokie rękawy całkowicie kryły jej drobne dłonie. Spełniła swoją groźbę przesuwając do niego swoją matę i błyskotliwie zauważyła, że i tak musiałaby to zrobić, bo jest tylko jedna kołdra. A Ichigo wiedział już, że to nie przypadek, tylko kolejny podstępny plan Isshina. Położył się na plecach i czekał cierpliwie, aż Lilith w końcu znajdzie sobie wygodną pozycję. Okazało się, że wygodne jest jego ramię, na którym ułożyła głowę, wtulając się w jego bok. Objął ją delikatnie w pasie ręką na której leżała i zarzucił na nich obojga ciepłą kołdrę. Zasypiał czując tuż pod nosem jej słodki, owocowy zapach.




__________________________

Dobryyyyy boże! Jak teraz czytam te rozdziały to widzę, że są tak pozbawione jakiegoś głębszego sensu i przekazu.. No ale w sumie dlatego właśnie powstał ten blog - bo uwielbiam słodkie sceny w opowiadaniach, no i uwielbiam Ichigo, więc postanowiłam połączyć te dwie rzeczy. W związku z tym jest blog o samych słodkich scenach z udziałem Ichigo xD

Zisu-san - kochana, ostatnio nie miałam jakoś weny na odkrywanie nowych opowiadań. Wczoraj skończyłam oglądać drugi raz cały Bleach (a raczej jarać się tym, jak seksowny jest Ichigo), więc pewnie niedługo zabiorę się za twojego bloga ;D Cierpliwości i szczerze dziękuję za twoje komentarze ;3

czwartek, 6 czerwca 2013

Rozdział 6



Zgrzyt uderzającego o siebie gwałtownie metalu, ciche kroki odskakującego wojownika, ciężkie odetchnięcie, ponowne natarcie i ponowne wycofanie. 
   Lilith w końcu odzyskała swoje czarne Zanpakutou i teraz prowadziła zaciętą, wyrównaną i brutalną walkę z Kapitanem Oddziału 11. Członkowie jednostki mieli to potraktować jako trening, więc Ichigo stał w grupie Shinigami otaczającej rozległą polanę i obserwował pojedynek. Niezbyt podobał mu się fakt, że jego podopieczna zupełnie nie przejmując się swoim bezpieczeństwem, rzuciła się w wir walki nie zwracając nawet uwagi na małe ranki, co chwile pojawiające się na jej skórze. Jęknął ze zrezygnowaniem, gdy ciało dziewczyny ze świstem przeleciało przez całą długość polany i z głośnym hukiem rąbnęło o najbliższe drzewo. Zachłysnęła się powietrzem, a z jej usta pociekła stróżka krwi. W miejscu gdzie jej plecy stykały się z korą, ujrzał małe, białe drobiny, wirujące w powietrzu, ale po chwili dziewczyna najwyraźniej odzyskała kontrolę i jej ciało wróciło do normy. Podpierając się na mieczu, wstała chwiejnie i mamrocząc przekleństwa, zakaszlała i wypluła na trawę gromadzącą się w jej ustach krew. Zaraki podszedł bliżej z wariackim uśmiechem na ustach i częściowo rozerwanym, zakrwawionym kimonie. 
   - Już starczy łomotu? Pokaż mi wreszcie swoją formę Shikai! 
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i przymykając oczy, wyciągnęła katane przed siebie i wykonała ten sam ruch, który przerwał jej Byakuya na wzgórzu. Gdy jej palce przejechały po ostrzu, zamruczała cicho, lecz wyraźnie – Terasu.. Kuroi Kaminari! (Lśnij Czarna Błyskawico)
   Wstążka wystająca z rękojeści miecza oplotła jej przedramię, błyszczące ostrze wydłużyło się i nabrało srebrzystego połysku, a jej sylwetkę objęła czarna, elektryzująca powłoka. Ilość Reiatsu wydobywająca się z jej ciała była tak wielka, że zerwał się gwałtowny wiatr, drzewa przechylały się niebezpiecznie to w jedną, to w drugą stronę, a Shinigami otaczający polanę cofali się pod naporem wichury i ciężkiej, potężnej energii. Zaraki zarechotał szaleńczo. 
   - Niesamowite! – Ryknął radośnie i gwałtownym ruchem zdarł z oka przepaskę.
   Czarne i złote Reiatsu wymieszały się ze sobą, a podłoże pod ich stopami zatrzęsło się, Ichigo osłaniając ręką twarz, przed fruwającymi dookoła kawałkami ziemi i piasku, wbił Zangetsu w ziemie i opierając się na nim próbował nie dać się zwiać szalejącej wichurze energii duchowej. Jednocześnie obserwował toczące się starcie, które odbywało się teraz na o wiele wyższym poziomie. Postacie otoczone prawie namacalną energią, walczyły ze sobą w tempie tak błyskawicznym, że dla niewprawionego oka były tylko zamazanymi smugami i zgrzytem uderzającego o siebie metalu. W końcu Lilith wyskoczyła wysoko i lądując na drzewie czekała, aż z kłębów Reiatsu, piasku i kamieni wynurzy się Zaraki. 
   - Gin Raikiri! (Srebrzyste Ostrze Błyskawicy)  
Klingę jej miecza objęła srebrno-czarna, lśniąca poświata, pioruny o wysokim wyładowaniu elektrycznym. Uniosła Zanpakutou nad głowę i zamachnęła się mocno, a błyskawice zsunęły się z jej miecza i siejąc spustoszenie, przeleciały przez polanę i uderzyły w dyszącego ciężko Kenpachiego. Ogłuszający grzmot poniósł się po okolicy, a ciało Zarakiego uniesione do góry, drżało rażone prądem. Po chwili Lili machnęła od niechcenia kataną i zeskoczyła na ziemie, a energia otaczająca Kapitana rozpierzchła się we wszystkie strony i znikła. Przypalone i bezwładne ciało Zarakiego osunęło się na ziemie.
   - Ken-chan! – Głośny pisk zaniepokojonej Yachiru rozniósł się po polanie, różowowłosa natychmiast znalazła się przy nim i odetchnęła uspokojona, gdy zobaczyła jego szeroki uśmiech.
   - Niesamowite – wymamrotał ostatkiem sił, gdy zobaczył nad sobą pochylającą się Lilith. – Trzeba to kiedyś powtórzyć.
   - Oczywiście – odparła wesoło i odsunęła się pozwalając Ikkaku i Yumichice na zajęcie się swoim Kapitanem.
   - Liczyłem na to, że pokażesz swój Bankai – mruknął Ichigo, który pojawił się obok niej i starł jej z brody zasychającą już krew.
   - Żeby zniszczyć całe Seireitei? Nie dzięki, już mnie to nie kręci – mruknęła, ocierając zakrwawione Zanpaktou o kawałek trawy, który przetrwał ich walkę.

***

   Typowy wieczór w Seireitei. Typowa libacja alkoholowa. Typowe spotkanie towarzyskie Shinigami, nad kulturalnie rozlewaną sake. Typowy brak ogłady, chaos, walające się wszędzie puste butelki i nieprzytomni balowicze. Ale to dopiero za kilka godzin.
   - Zdrówko! – Wrzasnął Ikkaku, porządnie podchmielony, wznosząc wysoko w górę szklaną czarkę, z której kilka kropel cennego alkoholu skapnęło na stół. – Ups.. – wymamrotał i wychylił kieliszek, nawet się przy tym nie krzywiąc.
   - Żadne tam ‘ups’! – Wybełkotała Rangiku – Żadne takie! – powtórzyła robiąc karcącą minę i kiwając mu drżącym palcem pod twarzą – To marnotrawstwo! 
   - Tak, tak.. Takie tam.. Płynne złoto! – zawtórował jej Kira – A ty je wylewasz!
   - Dobra, już mi tu nie pierdzielcie! Polewaj Yumichika!
Lilith siedziała wciśnięta na kanapie miedzy Hisagim i Rukią i zdawała się być jedną z nielicznych, która jeszcze co nieco kontaktowała. Gdy Ikkaku, używając wielu niecenzuralnych określeń i nie do końca zrozumiałych, bełkotliwych zwrotów, opisał poranną walkę Sousuke z Kapitanem Kenpachim,  Renji wymyślił jej nową komendę do uwalniania Zanpakutou, o wdzięcznej treści ‘Pierdolnij i zabij’. Musiała mu obiecać, że ją wypróbuje. 

***

   Czas mijał, alkoholu ubywało, towarzystwo robiło się coraz głośniejsze i z każdą chwilą mniej poczytalne. Naburmuszony Ichigo siedział z podbitym okiem, po kłótni z Renjim, który miał rozciętą wargę. Yumichika przeglądał się w lusterku i poprawiał piórka przy rzęsach, Rukia pochrapywała cicho z głową opartą o ramię mamroczącego coś Kiry. Shuhei leżał bezwładnie pod stołem i gdyby nie sprawdzono mu pulsu, można by go spokojnie wziąć za martwego, Rangiku popełniła właśnie ten błąd i zawodziła teraz w kącie nad śmiercią swojego drogiego  Hisagiego. Ikkaku wyzywał na pojedynek wszystkich, którzy trzymali się jeszcze na nogach, ale było ich niewielu i na pewno żaden z nich nie miał teraz ochoty dostać łomotu od pijanego wariata. 
   Ichigo od pewnego momentu nie widział nigdzie Lilith, więc lekko zaniepokojony skierował się do wyjścia, po drodze omijając zgrabnie drewniany miecz, którym wymachiwał Madarame. Gdy tylko chłodne, nocne powietrze ocuciło go trochę, a zewsząd nie dochodziły do niego odurzające opary alkoholu, wyczuł jej Reiatsu na dachu. Ruszył w tamtą stronę, ześlizgnął się z paru dachówek, zaklął szpetnie i w końcu ją znalazł. I zaczął się zastanawiać jakim cholernym cudem Sousuke śpi sobie spokojnie na dachu, w stanie upojenia alkoholowego i jeszcze nie spadła i nie rozbiła sobie łba. Westchnął cicho na pół rozbawiony, na pół zirytowany i wziął ją na ręce. Całkiem zabawne doświadczenie używać shunpo gdy jest się pijanym, ale gdy dotarł w końcu do domu musiał przytrzymać się chwile ściany, żeby nie upaść. Położył Lili na łóżko, gdzie natychmiast zwinęła się w ciasny, pomrukujący cicho, koci kłębek, a sam skierował się do sypialni. Podejrzewał, że może tam nie trafić, bo już w kuchni tracił kontakt z rzeczywistością, dlatego opadł na miękką kanapę w salonie i natychmiast zasnął.

***

   Następnego dnia obudziły go jasne promienie słońca, wpadające przez otwarte okno i świecące prosto w jego zmęczone oczy. Jęknął cicho i zakrył głowę poduszką, przy okazji orientując się, że czuje jakiś dziwny, niezidentyfikowany ciężar na plecach. Pomimo bólu głowy i zdrętwiałego ciała po spaniu na krótkiej, niewygodnej kanapie, uniósł się znad podłokietnika i odwrócił lekko, od razu sycząc cicho i masując skronie. Na jego plecach, po turecku, siedziała Lilith i najspokojniej w świecie przeglądała jakąś książkę.
   - Lil.. Co ty wyprawiasz? – Jęknął głucho i opadł na poduszki.
   - O, już wstałeś – odparła obojętnie, nie podnosząc na niego wzroku.
Leżał chwilę w ciszy zastanawiając się nad.. osobliwością tej sytuacji. 
   - Kto to? – odezwała się nagle brunetka, pochylając tak, że prawie na nim leżała i podstawiając mu pod nos oglądaną książkę.
   Ichigo rozpoznał album ze zdjęciami z czasów liceum, a na zdjęciu o które pytała Sousuke znajdował się na balu maturalnym, razem z przytuloną do niego Orihime. Uśmiechnął się lekko na to wspomnienie, zamierzał w ogóle nie pojawiać się na imprezie, ale Tatsuki siłą wyperswadowała mu ten pomysł z głowy i nakazała iść do Inoue, która ciągle spławiała chłopaków, w nadziei, że ‘Kurosaki-kun’ w końcu ją zaprosi.  
   - Koleżanka ze szkoły. Zginęła miesiąc po zrobieniu tego zdjęcia. 
   - Och. Przykro mi.
   - Niepotrzebnie. Żyła kilka lat w Rukongai, ale spotkała młodego szlachcica, zaopiekował się nią i w końcu poprosił o rękę. Mieszkają razem w dworku na obrzeżach Seireitei. 
   - A co się stało z nimi? – Wskazała na zdjęcie z Chadem, Ishidą i jeszcze kilkoma szkolnymi kolegami.
   - Mieszkają w Rukongai. A tu – obrócił na następną stronę, gdzie było zdjęcie jego sióstr i rodziców – jest moja rodzina. Yuzu i Karin mieszkają gdzieś tam ze swoimi rodzinami, raz na jakiś czas spotykamy się wszyscy w domu moich rodziców. Mama zginęła jak jeszcze byłem mały, a..
   - A twój tata jako były Shinigami żył w Gigai, więc nie mógł zginąć – weszła mu w słowo.
   - No – potwierdził – żył w świecie ludzi jeszcze jakiś czas po naturalnej śmierci moich sióstr, a potem opuścił Gigai i przeniósł się do Rukongai. Długo szukał mamy, aż w końcu mu się udało i znowu są razem. 
   - Właściwie to dawno u nich nie byłem.. – Zamyślił się chwilę – Ale musiałbym zabrać cię ze sobą.. Spojrzał przez ramię na jej nachylającą się nad nim twarz – Chciałabyś? – Uśmiechnął się gdy pokiwała z entuzjazmem głową.

***

   Soul Society od kilku godzin pogrążone było we śnie. Czarne niebo pokrywała szczelnie ciężka zasłona, nie przepuszczając ani jednego księżycowego promienia. Nie było gwiazd. Z chmur nieustannie spływały strugi deszczu, odbijające się z hałasem o dachówki domów w których spokojnie spali Shinigami. Nieliczni wartownicy przy bramach wejściowych i drzwiach baraków drzemali oparci o marmurowe ściany. 
W lasach na obrzeżach Seireitei panował niepokój. Zwierzęta jakby wyczuwając coś niezwykłego miotały się niespokojnie, drzewa uginały się pod naporem wichury.  Ciężkie krople zamieniły ściółkę w błoto, w którym grzęzły mniejsze stworzonka. 
Nagle powietrze na wysokości kilku metrów zgęstniało. Wiatr zwolnił, a deszcze jakby omijał to miejsce. Ciemność przeszyły jasne cząsteczki, materializujące się powoli w błyszczące, rozsuwane drzwi. Z wnętrza czarnego tunelu wyszła postać, powoli opadła na rozmokniętą ściółkę, gdzie podeszwy jej butów zatopiły się kilka centymetrów w błocie. Przejście rozpłynęło się w powietrzu, a ulewa natychmiast przemoczyła samotną sylwetkę do suchej nitki. Cień ruszył naprzód i po chwili zniknął w mroku, pośród drzew.


___________________________


Pozdrawiam kochanych czytelników ;3