czwartek, 6 czerwca 2013

Rozdział 6



Zgrzyt uderzającego o siebie gwałtownie metalu, ciche kroki odskakującego wojownika, ciężkie odetchnięcie, ponowne natarcie i ponowne wycofanie. 
   Lilith w końcu odzyskała swoje czarne Zanpakutou i teraz prowadziła zaciętą, wyrównaną i brutalną walkę z Kapitanem Oddziału 11. Członkowie jednostki mieli to potraktować jako trening, więc Ichigo stał w grupie Shinigami otaczającej rozległą polanę i obserwował pojedynek. Niezbyt podobał mu się fakt, że jego podopieczna zupełnie nie przejmując się swoim bezpieczeństwem, rzuciła się w wir walki nie zwracając nawet uwagi na małe ranki, co chwile pojawiające się na jej skórze. Jęknął ze zrezygnowaniem, gdy ciało dziewczyny ze świstem przeleciało przez całą długość polany i z głośnym hukiem rąbnęło o najbliższe drzewo. Zachłysnęła się powietrzem, a z jej usta pociekła stróżka krwi. W miejscu gdzie jej plecy stykały się z korą, ujrzał małe, białe drobiny, wirujące w powietrzu, ale po chwili dziewczyna najwyraźniej odzyskała kontrolę i jej ciało wróciło do normy. Podpierając się na mieczu, wstała chwiejnie i mamrocząc przekleństwa, zakaszlała i wypluła na trawę gromadzącą się w jej ustach krew. Zaraki podszedł bliżej z wariackim uśmiechem na ustach i częściowo rozerwanym, zakrwawionym kimonie. 
   - Już starczy łomotu? Pokaż mi wreszcie swoją formę Shikai! 
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i przymykając oczy, wyciągnęła katane przed siebie i wykonała ten sam ruch, który przerwał jej Byakuya na wzgórzu. Gdy jej palce przejechały po ostrzu, zamruczała cicho, lecz wyraźnie – Terasu.. Kuroi Kaminari! (Lśnij Czarna Błyskawico)
   Wstążka wystająca z rękojeści miecza oplotła jej przedramię, błyszczące ostrze wydłużyło się i nabrało srebrzystego połysku, a jej sylwetkę objęła czarna, elektryzująca powłoka. Ilość Reiatsu wydobywająca się z jej ciała była tak wielka, że zerwał się gwałtowny wiatr, drzewa przechylały się niebezpiecznie to w jedną, to w drugą stronę, a Shinigami otaczający polanę cofali się pod naporem wichury i ciężkiej, potężnej energii. Zaraki zarechotał szaleńczo. 
   - Niesamowite! – Ryknął radośnie i gwałtownym ruchem zdarł z oka przepaskę.
   Czarne i złote Reiatsu wymieszały się ze sobą, a podłoże pod ich stopami zatrzęsło się, Ichigo osłaniając ręką twarz, przed fruwającymi dookoła kawałkami ziemi i piasku, wbił Zangetsu w ziemie i opierając się na nim próbował nie dać się zwiać szalejącej wichurze energii duchowej. Jednocześnie obserwował toczące się starcie, które odbywało się teraz na o wiele wyższym poziomie. Postacie otoczone prawie namacalną energią, walczyły ze sobą w tempie tak błyskawicznym, że dla niewprawionego oka były tylko zamazanymi smugami i zgrzytem uderzającego o siebie metalu. W końcu Lilith wyskoczyła wysoko i lądując na drzewie czekała, aż z kłębów Reiatsu, piasku i kamieni wynurzy się Zaraki. 
   - Gin Raikiri! (Srebrzyste Ostrze Błyskawicy)  
Klingę jej miecza objęła srebrno-czarna, lśniąca poświata, pioruny o wysokim wyładowaniu elektrycznym. Uniosła Zanpakutou nad głowę i zamachnęła się mocno, a błyskawice zsunęły się z jej miecza i siejąc spustoszenie, przeleciały przez polanę i uderzyły w dyszącego ciężko Kenpachiego. Ogłuszający grzmot poniósł się po okolicy, a ciało Zarakiego uniesione do góry, drżało rażone prądem. Po chwili Lili machnęła od niechcenia kataną i zeskoczyła na ziemie, a energia otaczająca Kapitana rozpierzchła się we wszystkie strony i znikła. Przypalone i bezwładne ciało Zarakiego osunęło się na ziemie.
   - Ken-chan! – Głośny pisk zaniepokojonej Yachiru rozniósł się po polanie, różowowłosa natychmiast znalazła się przy nim i odetchnęła uspokojona, gdy zobaczyła jego szeroki uśmiech.
   - Niesamowite – wymamrotał ostatkiem sił, gdy zobaczył nad sobą pochylającą się Lilith. – Trzeba to kiedyś powtórzyć.
   - Oczywiście – odparła wesoło i odsunęła się pozwalając Ikkaku i Yumichice na zajęcie się swoim Kapitanem.
   - Liczyłem na to, że pokażesz swój Bankai – mruknął Ichigo, który pojawił się obok niej i starł jej z brody zasychającą już krew.
   - Żeby zniszczyć całe Seireitei? Nie dzięki, już mnie to nie kręci – mruknęła, ocierając zakrwawione Zanpaktou o kawałek trawy, który przetrwał ich walkę.

***

   Typowy wieczór w Seireitei. Typowa libacja alkoholowa. Typowe spotkanie towarzyskie Shinigami, nad kulturalnie rozlewaną sake. Typowy brak ogłady, chaos, walające się wszędzie puste butelki i nieprzytomni balowicze. Ale to dopiero za kilka godzin.
   - Zdrówko! – Wrzasnął Ikkaku, porządnie podchmielony, wznosząc wysoko w górę szklaną czarkę, z której kilka kropel cennego alkoholu skapnęło na stół. – Ups.. – wymamrotał i wychylił kieliszek, nawet się przy tym nie krzywiąc.
   - Żadne tam ‘ups’! – Wybełkotała Rangiku – Żadne takie! – powtórzyła robiąc karcącą minę i kiwając mu drżącym palcem pod twarzą – To marnotrawstwo! 
   - Tak, tak.. Takie tam.. Płynne złoto! – zawtórował jej Kira – A ty je wylewasz!
   - Dobra, już mi tu nie pierdzielcie! Polewaj Yumichika!
Lilith siedziała wciśnięta na kanapie miedzy Hisagim i Rukią i zdawała się być jedną z nielicznych, która jeszcze co nieco kontaktowała. Gdy Ikkaku, używając wielu niecenzuralnych określeń i nie do końca zrozumiałych, bełkotliwych zwrotów, opisał poranną walkę Sousuke z Kapitanem Kenpachim,  Renji wymyślił jej nową komendę do uwalniania Zanpakutou, o wdzięcznej treści ‘Pierdolnij i zabij’. Musiała mu obiecać, że ją wypróbuje. 

***

   Czas mijał, alkoholu ubywało, towarzystwo robiło się coraz głośniejsze i z każdą chwilą mniej poczytalne. Naburmuszony Ichigo siedział z podbitym okiem, po kłótni z Renjim, który miał rozciętą wargę. Yumichika przeglądał się w lusterku i poprawiał piórka przy rzęsach, Rukia pochrapywała cicho z głową opartą o ramię mamroczącego coś Kiry. Shuhei leżał bezwładnie pod stołem i gdyby nie sprawdzono mu pulsu, można by go spokojnie wziąć za martwego, Rangiku popełniła właśnie ten błąd i zawodziła teraz w kącie nad śmiercią swojego drogiego  Hisagiego. Ikkaku wyzywał na pojedynek wszystkich, którzy trzymali się jeszcze na nogach, ale było ich niewielu i na pewno żaden z nich nie miał teraz ochoty dostać łomotu od pijanego wariata. 
   Ichigo od pewnego momentu nie widział nigdzie Lilith, więc lekko zaniepokojony skierował się do wyjścia, po drodze omijając zgrabnie drewniany miecz, którym wymachiwał Madarame. Gdy tylko chłodne, nocne powietrze ocuciło go trochę, a zewsząd nie dochodziły do niego odurzające opary alkoholu, wyczuł jej Reiatsu na dachu. Ruszył w tamtą stronę, ześlizgnął się z paru dachówek, zaklął szpetnie i w końcu ją znalazł. I zaczął się zastanawiać jakim cholernym cudem Sousuke śpi sobie spokojnie na dachu, w stanie upojenia alkoholowego i jeszcze nie spadła i nie rozbiła sobie łba. Westchnął cicho na pół rozbawiony, na pół zirytowany i wziął ją na ręce. Całkiem zabawne doświadczenie używać shunpo gdy jest się pijanym, ale gdy dotarł w końcu do domu musiał przytrzymać się chwile ściany, żeby nie upaść. Położył Lili na łóżko, gdzie natychmiast zwinęła się w ciasny, pomrukujący cicho, koci kłębek, a sam skierował się do sypialni. Podejrzewał, że może tam nie trafić, bo już w kuchni tracił kontakt z rzeczywistością, dlatego opadł na miękką kanapę w salonie i natychmiast zasnął.

***

   Następnego dnia obudziły go jasne promienie słońca, wpadające przez otwarte okno i świecące prosto w jego zmęczone oczy. Jęknął cicho i zakrył głowę poduszką, przy okazji orientując się, że czuje jakiś dziwny, niezidentyfikowany ciężar na plecach. Pomimo bólu głowy i zdrętwiałego ciała po spaniu na krótkiej, niewygodnej kanapie, uniósł się znad podłokietnika i odwrócił lekko, od razu sycząc cicho i masując skronie. Na jego plecach, po turecku, siedziała Lilith i najspokojniej w świecie przeglądała jakąś książkę.
   - Lil.. Co ty wyprawiasz? – Jęknął głucho i opadł na poduszki.
   - O, już wstałeś – odparła obojętnie, nie podnosząc na niego wzroku.
Leżał chwilę w ciszy zastanawiając się nad.. osobliwością tej sytuacji. 
   - Kto to? – odezwała się nagle brunetka, pochylając tak, że prawie na nim leżała i podstawiając mu pod nos oglądaną książkę.
   Ichigo rozpoznał album ze zdjęciami z czasów liceum, a na zdjęciu o które pytała Sousuke znajdował się na balu maturalnym, razem z przytuloną do niego Orihime. Uśmiechnął się lekko na to wspomnienie, zamierzał w ogóle nie pojawiać się na imprezie, ale Tatsuki siłą wyperswadowała mu ten pomysł z głowy i nakazała iść do Inoue, która ciągle spławiała chłopaków, w nadziei, że ‘Kurosaki-kun’ w końcu ją zaprosi.  
   - Koleżanka ze szkoły. Zginęła miesiąc po zrobieniu tego zdjęcia. 
   - Och. Przykro mi.
   - Niepotrzebnie. Żyła kilka lat w Rukongai, ale spotkała młodego szlachcica, zaopiekował się nią i w końcu poprosił o rękę. Mieszkają razem w dworku na obrzeżach Seireitei. 
   - A co się stało z nimi? – Wskazała na zdjęcie z Chadem, Ishidą i jeszcze kilkoma szkolnymi kolegami.
   - Mieszkają w Rukongai. A tu – obrócił na następną stronę, gdzie było zdjęcie jego sióstr i rodziców – jest moja rodzina. Yuzu i Karin mieszkają gdzieś tam ze swoimi rodzinami, raz na jakiś czas spotykamy się wszyscy w domu moich rodziców. Mama zginęła jak jeszcze byłem mały, a..
   - A twój tata jako były Shinigami żył w Gigai, więc nie mógł zginąć – weszła mu w słowo.
   - No – potwierdził – żył w świecie ludzi jeszcze jakiś czas po naturalnej śmierci moich sióstr, a potem opuścił Gigai i przeniósł się do Rukongai. Długo szukał mamy, aż w końcu mu się udało i znowu są razem. 
   - Właściwie to dawno u nich nie byłem.. – Zamyślił się chwilę – Ale musiałbym zabrać cię ze sobą.. Spojrzał przez ramię na jej nachylającą się nad nim twarz – Chciałabyś? – Uśmiechnął się gdy pokiwała z entuzjazmem głową.

***

   Soul Society od kilku godzin pogrążone było we śnie. Czarne niebo pokrywała szczelnie ciężka zasłona, nie przepuszczając ani jednego księżycowego promienia. Nie było gwiazd. Z chmur nieustannie spływały strugi deszczu, odbijające się z hałasem o dachówki domów w których spokojnie spali Shinigami. Nieliczni wartownicy przy bramach wejściowych i drzwiach baraków drzemali oparci o marmurowe ściany. 
W lasach na obrzeżach Seireitei panował niepokój. Zwierzęta jakby wyczuwając coś niezwykłego miotały się niespokojnie, drzewa uginały się pod naporem wichury.  Ciężkie krople zamieniły ściółkę w błoto, w którym grzęzły mniejsze stworzonka. 
Nagle powietrze na wysokości kilku metrów zgęstniało. Wiatr zwolnił, a deszcze jakby omijał to miejsce. Ciemność przeszyły jasne cząsteczki, materializujące się powoli w błyszczące, rozsuwane drzwi. Z wnętrza czarnego tunelu wyszła postać, powoli opadła na rozmokniętą ściółkę, gdzie podeszwy jej butów zatopiły się kilka centymetrów w błocie. Przejście rozpłynęło się w powietrzu, a ulewa natychmiast przemoczyła samotną sylwetkę do suchej nitki. Cień ruszył naprzód i po chwili zniknął w mroku, pośród drzew.


___________________________


Pozdrawiam kochanych czytelników ;3


3 komentarze:

  1. Ouu jaka walka ^ ^ Bardzo mi się podobało. Zaraki wreszcie znalazł sobie kompana, a raczej kompankę do treningów.

    Jejciu jacy oni są słodcy! Lili i Ichi ♥
    Ouu, Hime umarła? Ciekawe jakim sposobem.
    Odwiedziny u rodziny? Jestem na tak! Już się doczekać nie mogę.

    Ouu czyżby Momo wróciła?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nooo jak zwykle Bomba :D:D. Ja tu tak pisze, pisze te komenty, a twojego pod swoimi notkami nie widzę :). Może kiedyś napiszesz jakiegoś? Plis :). Notka Epicka, ciekawe co to za kolo na końcu ? i ciekawe czy Ichigo spotka się z dawnymi Kolegami :D.

    OdpowiedzUsuń