poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział 9



   Był wczesny wieczór, Lilith wracała ze spotkania z Rangiku i Rukią. Była z siebie dumna, bo nie chwiała się ani odrobinę. Najwyraźniej jej tolerancja na alkohol wzrosła znacznie, przymuszona do tego prawie codziennymi imprezami odbywającymi się w barach czy kwaterach Shinigami. Ale w sumie tym razem nie wypiła aż tak dużo, tylko kilka toastów wzniesionych na cześć Ruki i Renjiego. Kuchiki poinformowała ich dzisiaj, że razem ze swoim narzeczonym spodziewają się dziecka. Wcześniej nie miała do czynienia z dziećmi, ale dzięki Yachiru dowiedziała się, że je uwielbia. Nie mogła się doczekać kiedy weźmie w ramiona malutkie, różowe i pomarszczone stworzonko, które pewnie wyrośnie na potężnego wojownika. Alejka którą właśnie wędrowała była zupełnie opustoszała, zresztą w dni powszednie był to częsty widok. Shinigami przebywali na misjach lub treningach. 
Słońce znikało właśnie za horyzontem, niebo miało przepiękną, krwawo czerwoną barwę. 
   Lilith poderwała się gwałtownie z ziemi i wskoczyła na dach najbliższego budynku. W miejscu w którym znajdowała się jeszcze przed sekundą stała teraz postać odziana w czarny płaszcz. Gdyby nie instynkt wpojony wraz z jej narodzinami z Hougyoku, pewnie byłaby teraz nadziana na długi miecz nieznajomego. Sousuke wysunęła z pochwy Czarną Błyskawicę i czekała w napięciu na ruch przeciwnika. Długo to nie trwało, bo zakapturzona postać zaraz natarła na nią ponownie, ostrza spotkały się z głośnym trzaskiem. Lilith sparowała uderzenie i wyprowadziła kontratak, osobnik odskoczył w tył. Szybkie ruchy i silniejszy podmuch wiatru zerwały czarny kaptur. Lili wytrzeszczyła oczy widząc znajomą twarz. Co prawda bardzo zmienioną od ostatniego razu, kiedy widziała ją ponad sto lat temu, przez grubą warstwę szkła. Twarz Hinamori Momo była wychudzona, poszarzała. W jej wielkich oczach zwykle o sarnięcym wyrazie, teraz tańczyły wariackie ogniki. Pod nimi malowały się głębokie cienie. Blade usta wykrzywiły się w szyderczym uśmiechu, Hinamori przejechała dłonią po matowych, obciętych na krótko włosach. Nowa fryzura podkreślała zapadnięte, wyniszczone policzki.
   - Co tu robisz? – warknęła Lilith nie spuszczając gardy. W brzuchu przewróciło jej się z niepokoju i zdenerwowania.
   Momo nie odpowiedziała, tylko zaatakowała ponownie. Miecz, który dzierżyła nie był jej Zanpaktou, które przecież skonfiskowano przy jej aresztowaniu. Srebrne katana nie przypominała Pogromcy Dusz, Lilith dodatkowo intrygował lekko mdły, fioletowy blask bijący od ostrza. Zupełnie jak..
   Przeciwniczka nie dała jej czasu do zastanowienia, natarła znowu. Wymieniały uderzenia, cisze przerywały tylko ich oddechy i głuche uderzenia metalu. Lilith, która do tej pory walczyła jedną ręką, teraz zacisnęła na rękojeści i drugą dłoń, przygotowała się na mocniejsze uderzenie, nie zauważyła uśmiechu wypełzającego na usta Hinamori. Doskoczyła do niej i opuszczając ręce uniesione nad głowę, potężnie uderzyła. Momo ledwo zatrzymała cios kilka centymetrów od swojego ramienia, nogi ugięły się pod nią. Dyszała ciężko, stróżka potu spłynęła jej z czoła. Uśmiechnęła się jednak szerzej, nadając wyniszczonej twarzy szaleńczej rysy. Ku zdziwieniu Lilith zdjęła jedną rękę z rękojeści i błyskawicznym ruchem wsadziła ją za pazuchę płaszcza. Wyjęła szklane, wielokątne pudełeczko, w środku którego unosiła się fioletowa kula energii. Sousuke czując niespokojny uścisk w brzuchu, a jednocześnie gwałtowny bodziec, nakazujący jej uciec, szykowała się do skoku. Nie zdążyła jednak wykonać ruchu, przezroczysta powłoczka zdematerializowała się, a nad wyciągniętą ręką Hinamori unosiło się fioletowe światło. Ilość wydostającej się z niego energii zupełnie obezwładniała, Lilith nie była w stanie wykonać kroku, Zanpaktou wypadło z jej dłoni i uderzyło z łoskotem o marmurową posadzkę. Ręka bezwładnie opadła wzdłuż tułowia. Mogła tylko stać i czuć się, jakby nagromadzona energia rozsadzała ją od środka. Na Momo najwyraźniej ilość Reiatsu nie robiła wrażenia, Lilith sądziła, że ma na to wpływ katana którą ciągle dzierżyła, z której dobywała się energia podobnego pochodzenia. Hinamori wyciągnęła rękę w jej stronę, a ona miała ochotę krzyczeć, upaść na kolana, rwać włosy z głowy. Pojedyncze, fioletowe niteczki wypełzły z kuli i skierowały się jak macki w jej stronę, energia oderwała się od ręki byłej porucznik i wolno poszybowała do niej. Nitki wypaliły dziury w jej białym kimonie, a gdy wreszcie zetknęły się z jej skórą na brzuchu, myślała że oszaleje. Macki wniknęły w jej ciało, a zaraz za nimi reszta energii, Lilith odzyskała panowanie nad własnym ciałem, upadła z łoskotem na ziemię i zwinęła się z kłębek drżąc spazmatycznie. Odruchowo, chcąc odwrócić uwagę od rozsadzającego bólu, który wypalał właśnie jej wnętrzności, szarpnęła za włosy, wbiła paznokcie w skórę twarzy. Krzyczała i gdzieś z tyłu jej umysłu kołatała myśl tylko o tym, żeby w końcu ktoś tu przyszedł, pomógł jej, wyrwał Hougyoku z jej ciała i zakończył ten ból. 
Hinamori stała nad nią i zanosiła się wariackim chichotem. Łzy popłynęły jej po policzkach, jednocześnie z rozbawienia i poczucia spełnienia. Wreszcie.. Dopełniła zadania, zasłużyła na wdzięczność Aizena, jego miłość i szacunek. 
   - Podporządkuj się jego woli – zachrypnięty głos wydobył się z jej krtani, zaśmiała się ponownie – A wola Hougyoku to wola Aizena, więc zrób to po cię tu wysłano! Zniszcz Seireitei i zabij wszystkich Shinigami..
   Przerwało jej uderzenie, które nadeszło nie wiadomo skąd i z olbrzymią siłą. Jej ciało poleciało wyleciało w powietrze i zatrzymało się brutalnie na ścianie budynku. Runęła na ziemie razem z gruzem i tynkiem. 

***

   Lilith słyszała głos, Hinamori coś mówiła, ale nie miała pojęcia co. Nieustępujący ból nie pozwalał jej się skupić, zresztą przeszkadzały jej własne krzyki. Niespodziewanie zarejestrowała przybycie nowych źródeł energii, uchyliła zaciskane do tej pory powieki i zobaczyła jak Momo wylatuje w powietrze. Na tle ciemnego nieba dojrzała rudą czuprynę, pochylającą się nad nią twarz i brązowe, pełne wściekłości, a jednocześnie przerażenia oczy. 

***

   Ichigo kucnął przy niej, ale bał się nawet jej dotknąć. W rękach trzymała własne, powyrywane włosy, a na policzkach widniały czerwone, głębokie zadrapania, niektóre krwawiły. Delikatnie obrócił ją na plecy, ale chyba nawet nie poczuła jego dotyku. Krzyczała i miotała się, a kiedy odciągnął jej ręce od brzucha, zdał sobie sprawę dlaczego. Przed jego oczami pojawiły się nagle drobne dłonie, unieruchomiły ramiona Lilith. Spojrzał w granatowe oczy klęczącej obok Ruki. Renji przytrzymał nogi Sousuke, próbowała się wyrwać i rozładować jakoś rozrywający ból. Ichigo czuł kilkanaście spojrzeń utkwionych w jego drżących rękach, gdy poszerzył dziurę w kimonie Lilith i odsłonił tkwiącą w jej ciele, fioletową kulę energii. Na jej brzuchu wystąpiły fioletowe nici, jakby wystające żyły. Biło od nich światło i niewielka ilość Reiatsu, bo reszta szalała w organizmie brunetki. Zdał sobie sprawę z potwornego bólu jaki musi właśnie odczuwać i tego co się stanie, gdy przetrzymywana w jej ciele energia, wydostanie się w końcu na zewnątrz. Możliwe, że plan Aizena jednak się powiedzie.

*** 

   Wewnątrz Lilith toczyła się walka. I to nie tylko jej własnego Reiatsu z energią Hougyoku. Przejąć nad nią kontrolę próbowały pierwotne zachowania, zmysły wysoko rozwinięte u wszystkich żyjących stworzeń. Instynkt samozachowawczy, tym silniejszy, że został zaprogramowany razem z resztą jej osobowości, nakłaniał ją do uwolnienia się od wyżerającej ją energii. Chciał wyrzucić z siebie Reiatsu, przelać go na inny obiekt, nie na siebie. Ale gdzieś tam, resztki jej świadomości wołały, że wtedy w niebezpieczeństwie będą wszystkie dusze znajdujące się w Soul Society. Te znane i nieznane. Przyjaciele, Ichigo.. 
Kolejny, o ile to możliwe, silniejszy bodziec bólu przeszedł przez jej ciało, z jej gardła wydostał się przeraźliwy krzyk. Nieświadomie poddała się woli przetrwania. 
   - Uwaga! – Krzyknął Renji i zerwał się na równe nogi ciągnąc za sobą Ichigo i Rukię. 
   Odskoczyli na w miarę bezpieczną odległość i razem ze wszystkimi, którzy do tej pory stali obok, zostali wyrzuceni w powietrze. Reiatsu wydostało się z Lilith potężnym wybuchem, po budynkach stojących najbliżej zostały tylko gruzy. Sousuke unosiła się kilka centymetrów nad podłożem, z którego została wielka dziura. Jej ciało owinął biały strój, z pleców wyrosły skrzydła, a brązowe oczy stały się fioletowe. Włosy unosiły się do góry, tworząc jakby aureolę. Ichigo zacisnął zęby mając ochotę krzyczeć. Widok tak podobny do tego, z którym musiał się zmierzyć ponad setkę lat temu. Teraz dopiero do bólu uświadomił sobie, że ma przed sobą córkę Aizena i znalazł się w identycznej sytuacji co kiedyś. I że musi zrobić wszystko, żeby jednocześnie ochronić Lilith i nie dopuścić do zagłady swoich przyjaciół i całego Świata Dusz. Sousuke ciągle tkwiła w miejscu, jakby przyzwyczajając się do nowego wcielenia. Wiedział, że to nie jest już jego Lilith, że na nic się nie zda próba przemówienia jej do rozsądku. Zawładnęła nią potężna energia, która kiedyś doprowadziła do zguby jej ojca. Ale nie dopuści do tego, żeby wszystko potoczyło się tak jak kiedyś. 

***

   Hinamori próbowała wydostać się z gruzów budynków. Była pewna, że jest bezpieczna, że Lilith dostatecznie odwróciła uwagę Shinigami i może uciec. Zdała sobie sprawę, jak bardzo się myliła gdy czyjaś dłoń chwyciła ją za gardło i uniosła w powietrze. Spojrzała w turkusowe, przepełnione nienawiścią oczy Hitsugayi Toshiro. 
   - Shiro-chan.. – wyjęczała patrząc na niego błagalnie, po wychudzonym policzku popłynęła łza. Toshiro nawet nie mrugnął.
Przeszedł kilka kroków i rzucił ją na ziemie, u stóp opierającego się na lasce Wszechkapitana. 
   - Momo Hinamori – zagrzmiał patrząc na nią groźnie spod krzaczastych brwi. – Tak myślałem, że jeszcze o tobie usłyszymy. Skoro jesteś zdana na naszą łaskę, równie dobrze możesz wyjaśnić nam kilka rzeczy. – Na chwilę przeniósł spojrzenie na Ichigo, który nie zwracając na nich uwagi, przyglądał się ciągle nieruchomej Lilith. – Hougyoku zostało zniszczone. Jakim cudem znalazło się w twoich rękach?
   - Aizen-sama sklonował je jeszcze w Las Noches – wycharczała rozcierając sobie gardło. – Posiada znacznie mniejszą moc niż oryginalne Hougyoku, ale ciągle wystarczającą by was wszystkich zabić – dodała złośliwe.
   - To wszystko było planem Aizena?
   - Planem B. W razie gdyby udało wam się unieszkodliwić Lilith już na początku. 
   - Jak to jest.. Poświęcić całe swoje życie komuś kto tego nie docenia? Komuś, dla kogo byłaś tylko narzędziem? Teraz spotka cię za to kara, myślę, że tym razem Centrala 46 nie będzie już taka łaskawa. 
   - Nie będę zdawać się na waszą łaskę czy niełaskę! – Oczy błyszczały jej szaleńczo, twarz wykrzywił paskudny uśmiech – Jestem kimś więcej niż marnym Shinigami, jestem ulubienicą Aizena! Nie macie prawa skazać mnie na śmierć, nie zasługujecie na to – mamrotała coraz szybciej i niewyraźnie, kompletnie straciła kontakt z rzeczywistością, wyglądała jak obłąkana. Wszechkapitan patrząc na nią czuł tylko żal. Dlatego nie zareagował gdy uniosła leżący nieopodal miecz, należący do Lilith i płynnym ruchem, bez wahania wbiła go sobie głęboko w brzuch. 
   - Aizen-sama jest ze mnie dumny.. – uniosła wzrok na ciemne niebo i opadła na ziemię z lekkim, szczęśliwym uśmiechem zastygającym jej na ustach. Krew obficie moczyła marmurową posadzkę, Shinigami odwrócili wzrok.

***

  Lilith opanowała drzemiącą w niej siłę, wystarczyło by ruszyła palcem, a cały budynek legł w gruzach. Machnie ręką i zniszczy cały świat. 
Ignorując kapitańskie zbiorowisko, które mierzyło ją uważnymi spojrzeniami, machnęła skrzydłami tworząc porywisty wiatr. Odwróciła się tyłem i poszybowała w stronę obrzeży Seireitei. Od czegoś trzeba zacząć. 
   Ichigo patrzył za nią i próbował zmusić się do działania. Jeden krok na przód, drugi. Zatrzymał się i uderzył pięścią w kawałek ściany, który przetrwał wybuch Reiatsu. Spuścił głowę i zacisnął zęby wściekły i sfrustrowany. 
   - Kapitanie Kurosaki – odwrócił się w stronę Wszechkapitana. Był jak zwykle spokojny i opanowany. – Mógłbym wysłać za nią wszystkie oddziały na czele z kapitanami, ale tylko ty jesteś w stanie ją zatrzymać. I ty powinieneś to zrobić. 
Ichigo skinął głową i ścisnął mocniej ostrze Zangetsu. Nie czekając dłużej, rzucił się do przodu, uwalniając jednocześnie swoje Reiatsu. Wokół niego owinęła się czarna energia. 
   Wyczuwał tą zmutowaną moc. Odrobina jego Lilith przytłumiona przez olbrzymie pokłady paraliżującej mocy Hougyoku. Była coraz bliżej, a jego energia stawała się coraz bardziej niespokojna i burzliwa, wyczuwając tak wyraźnie zagrożenie. Nigdy nie potrafił do końca panować nad swoimi mocami, ale dopiero teraz zaczęło mu to przeszkadzać. Wzburzenie nie pozwalało mu się do końca skupić, instynkt nakazywał mu natychmiastowo zlikwidować zagrożenie, a przecież nie mógł tego zrobić. Wreszcie dostrzegł jej postać. Wielkie, białe skrzydła i drobna sylwetka unosząca się kilka metrów nad ziemią. Wokół gruzy budynków, a trochę dalej rozległe równiny znajdujące się na obrzeżach Seireitei. Dotychczas zielona trawa usiana mnóstwem kwiatów pożerana była teraz przez fioletowe płomienie. Niebo przysłoniły ciężkie, ołowiane chmury, wokół Lilith co rusz pojawiały się purpurowe błyski. Jej elektryczne Reiatsu ciągle walczyło z Reiatsu Hougyoku. Ichigo niemal wyczuwał jak miota się wewnątrz białej skorupy i próbuje uwolnić. Ale jej twarz na zewnątrz wyglądała jak bezuczuciowa maska. Fioletowe oczy wpatrywały się w przestrzeń beznamiętnie, Lilith machnęła lekko ręką i kolejna fala energii poszybowała w stronę odległych zabudowań, niszcząc je doszczętnie. Ichigo nie czekał dłużej, rzucił się do przodu i zaatakował. Sousuke sparowała uderzenie wyciągając jakby od niechcenia dłoń. Sytuacja była do bólu podobna, Kurosakiemu ciągle zdawało się, że śni. Ale nie, to była brutalna rzeczywistość. Rudowłosy uderzył ponownie i jeszcze raz, kolejny i kolejny. Wiedział, że zwykłe ataki nic nie dadzą i przygotowywał się na to co nieuniknione. Odskoczył błyskawicznie, unikając stróżki energii wymierzonej prosto w jego klatkę piersiową, skumulował Reiatsu i uaktywnił formę BanKai. Czarny płaszcz załopotał na wietrze gdy rzucił się ponownie, zaciekle atakując. Wyczuł za sobą obecność Renjiego i Ruki. Warknął ze złości, tego jeszcze brakowało, żeby Lilith obrała sobie ich za cel, przecież nie da rady obronić ich, siebie i nie dopuścić do jeszcze większych szkód. Wystarczyło, że już walczyli pośród gruzów a dookoła nich szalał ogień. Odskoczył w tył, a Sousuke zaatakował Renji. Po chwili do walki włączyła się Rukia i wszyscy w trójkę zaciekle atakowali Lilith. Nic to nie dawało, nawet kiedy Ichigo użył Getsugi Tenschou. 
   Noc zapadła już całkowicie, grube chmury przysłaniały księżyc, jedynym źródłem światła były fioletowe, rażące błyski unoszące się wokół Lilith. Ichigo otarł pot z czoła, obok niego, kompletnie wykończona Rukia opierała się o swój miecz, a gdzieś z tyłu dochodziło do niego ciężkie sapanie Renjiego. Wszyscy byli już w nienajlepszej formie, kimona mieli w strzępach i krwawili z wielu drobnych ran. Kurosaki zdecydował się na ostateczność, wyciągnął rękę przed twarz i skumulował energię. Drobiny cząsteczek duchowym zaczęły materializować się w maskę Hollowa. Jednocześnie uważnie obserwował nieruchomą sylwetkę Lilith kilka metrów przed nimi. 
   To była sekunda, jeden moment. Lilith błyskawicznie rzuciła się na przód, skrzydła zafalowały, fioletowe oczy zabłysły niebezpiecznie. Rukia nie zdążyła podnieść gardy. Nagły impuls, niekontrolowany ruch i Ichigo znalazł się przed nią z wyciągniętym mieczem. Odruchowo zasłonił przyjaciółkę własnym ciałem. Ostrze zatopiło się gładko przecinając skórę, mięśnie, narządy i przechodząc na wylot, krew zalała jego rękę i ściekała obficie z rany na brzuchu. Ichigo otworzył szeroko oczy i wpatrywał się jak zahipnotyzowany w stojącą zaledwie kilka centymetrów przed nim postać. Przebił mieczem fioletową, błyszczącą kulę znajdującą się w ciele dziewczyny, nieświadomie zniszczył Hougyoku. Uformowana do połowy maska Hollowa rozbiła się z trzaskiem, razem z nią skrzydła i biała skorupa otaczająca ciało Lilith. Matowe spojrzenie czekoladowych oczu utkwione było gdzieś ponad jego ramieniem, nieruchoma sylwetka zawisła na jego mieczu, teraz gdy nic nie utrzymywało jej już w powietrzu, wisiała bezwładnie kilka centymetrów nad zrujnowanym podłożem. Usłyszał za sobą przyspieszony oddech, Rukia wyszła zza niego i oniemiała, doleciał do niego stłumiony jęk zdziwienia Renjiego. Wyczuł jeszcze zbliżające się energie kapitanów, ale nikogo nie widział. Nie widział już nic poza tymi martwymi oczami, miał wrażenie jakby na jej poszarzałej twarzy malowały się wyrzuty. Krew ciągle cieknąca z rany obficie go zmoczyła. Upadł z głuchym trzaskiem na kolana, ledwo co zarejestrował ból wbijających się w ciało kamieni. Jak najdelikatniej wysunął ostrze z jej brzucha i wpatrzył się w okrągłą dziurę. Miał ochotę krzyczeć, drzeć się w niebogłosy, ale nie potrafił. Miał wrażenie jakby już nigdy miał się nie odezwać, oniemiał na zawsze.
   - Jeszcze żyje – ciszy szept Ruki wyrwał go z transu, pochylała się nad Lilith i przykładała palce do jej szyi. Wyczuła słabnący puls. 
   Ale Lilith nie była człowiekiem, Shinigami ani Arancarem. Jej ciało składało się z cząsteczek duchowych, które kontrolowała za pomocą Reiatsu. Teraz na granicy śmierci, kontury jej sylwetki zamazały się, pojedyncze drobinki zaczęły odrywać się i ulatywać porywane przez wiatr. Rana poszerzała się przez ciągle ubywające kawałki. Jak puzzle, które nagle przestały pasować, znikały coraz to nowe części, za niedługo nie zostanie nic. Ichigo poczuł dojmującą wściekłość, na siebie, na nią, na Aizena i Hinamori.. Poczuł na policzkach gorące, palące łzy, gniew wzrastał i powoli przejmował nad nim kontrolę, porcelanowa maska samoistnie zaczęła tworzyć się na jego twarzy, głowę wypełnił mu szyderczy śmiech jego Hollowa.
   - Ichigo.. – zaskoczony zerknął na Lilith, patrzyła na niego nieprzytomnie, głos miała cichy i słaby, ledwo ją słyszał. Rukia trzymała ją za rękę i przekazywała swoją energię, by choć jeszcze przez chwilę przytrzymać ją przy życiu. – Co robisz? – Spojrzała na niego karcąco i zdał sobie sprawę, że pewnie patrzy teraz w złote źrenice i otaczającą je czerń oczu Hollowa. Odzyskał nad sobą kontrolę i jednym niedbałym ruchem ręki rozmył w powietrzu maskę. Pochylił się nad nią odrobinę i pogładził blady policzek.
   - Wiesz.. To nie tak miało się skończyć.. Chcę żyć – wydawało mu się jakby patrzył na nią przez jakąś powłokę, jej ciało coraz bardziej bladło, zanikało. Była taka nierealna, odległa. Drobiny wirowały mu przed oczami – Chciałam jeszcze..  – urwała nagle i zmarszczyła odrobinę brwi – Ichigo, nie czuję swoich nóg.
   - Wszystko w porządku – uspokoił ją zdławionym szeptem Ichigo, nie czuła nóg, bo już całkowicie zanikły rozpadając się na miliony cząsteczek. – Spokojnie, wszystko będzie dobrze – nienawidził się za to że kłamie, przecież nic już nie będzie dobrze – Powiedz co chciałaś.
   - Tyle rzeczy – uśmiechnęła się słabo, jej oczy wypełniły łzy – Chciałam na przykład.. – ponownie się zmartwiła, niespokojnie potrząsnęła głową – Nie pamiętam.. Zapomniałam, Ichig.. – Urwała i spojrzała na niego ze zdziwieniem i przestrachem – Kim jesteś?
Najpierw na jego twarzy odmalował się szok, potem ból, a wreszcie krzywy, wymuszony uśmiech.  
   - Więc to pożegnanie? – łzy wypływały z jego oczu niekończącym się strumieniem, już nawet nie starał się ich powstrzymać. Ból w piersi wzmógł się, był nagły i intensywny jakby rozrywano mu serce. 
   - Traci pamięć? – Gdzieś nad sobą usłyszał ciche pytanie Renjiego, nie zwrócił na to uwagi. Pochylił głowę i oparł czoło o jej własne, ignorując jej zdziwioną i zagubioną minę, nie miała już siły by protestować. 
   - To normalnie – odpowiedział mu łagodny głos należący do Unohany. – Wymazuje się cała jej egzystencja. Znika.
   - Nie da się nic zrobić? – wychrypiał Ichigo podnosząc się i patrząc prosto w zmartwione oczy kapitan. Lilith toczyła wokół nieprzytomnym wzrokiem, jej oddech był świszczący, klatka piersiowa unosiła się w powolnym tempie. Retsu nie odpowiedziała, wlepiała intensywne spojrzenie w leżącą dziewczynę. – Jest jakiś sposób? – Zapytał głośniej, rozzłoszczony i na nowo rozpalony nadzieją.
Unohana powoli kiwnęła głową.
   - Możesz przekazać jej własną energię.
   - Dlaczego nie mówiłaś od razu?! – Był zły, ale jednocześnie radosny uśmiech wykrzywił jego wargi.
   - Nie mam stu procentowej pewności, że to ją uratuje. A jeśli nie, to energia już nigdy do ciebie nie powróci, stracisz dużą część mocy.
   - Mam to gdzieś.. – zupełnie jak w jakimś amoku, oślepiony możliwością uratowania Lilith, chwycił jej dłonie i zacisnął mocno oczy. 
   Minuty mijały w nieprzyjemnej, napiętej ciszy. Trzynaście par oczu wlepiało wzrok w jego ręce, ale zupełnie o to nie dbał. Skupiał się maksymalnie, czuł dookoła siebie wirujące cząsteczki, zlepiające się na nowo z jej ciałem, tworzące nogi, tułów, brzuch, zasklepiające ranę. Dookoła nich wirowały spirale czarnego Reiatsu, jego energia łączyła się z jej, czuł jak opada z sił, płaszcz odzwierciedlający stan jego energii w trybie BanKai, rozpadał się na kawałeczki, które łączyły się z ciągle nieruchomym ciałem Lilith. W końcu z transu wyrwał go ciepły dotyk na ramieniu. Odwrócił się i napotkał uśmiechniętą lekko twarz Retsu, kiwnęła głową. Spojrzał na leżącą przed nim postać. Znowu miała na sobie śnieżnobiały strój Shinigami, cała jej postać błyszczała lekko, wyglądała zupełnie jak wtedy, gdy zobaczył ją po raz pierwszy. Zamknięte oczy, lekko zarumienione policzki i spokój na twarzy. Ale nie budziła się. Ścisnął jej dłoń, ale nie zareagowała. Zanim grunt znowu osunął mu się spod nóg, usłyszał jeszcze spokojny głos Retsu.
   - To może trochę potrwać. 



___________

<3

czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział 8



   Ichigo otworzył oczy i chwilę mu zajęło zorientowanie się, gdzie w ogóle przebywa. W następnej kolejności zabrał się za analizowanie sytuacji w jakiej się znajduje. Od zawsze spał twardym, nieruchomym snem, więc dzisiaj również obudził się tak jak zasnął, czyli na plecach. Inna sprawa była najwyraźniej z Lil. Jej głowa była pod jego głową, z twarzą wciśniętą w jego szyję. Czuł dotyk jej zimnego nosa i ciepły, przyprawiający o gęsią skórkę oddech. Jej ręka oplątywała jego kark, a dłoń wsuniętą miała w jego włosy. Zgrabną, nagą nóżkę zarzuciła bezwstydnie na jego biodro, obejmując go w pasie. Czuł ją dosłownie wszędzie, jej zapach, dotyk, ciepło skóry. Doskwierał mu parzący gorąc w całym ciele, przełknął ciężko ślinę by pozbyć się guli w gardle, ale na niewiele się to zdało. Coś dziwnego i bliżej niezidentyfikowanego działo się w środku jego organizmu. Czy to są te popularne, młodzieńcze motylki w brzuchu? U niego były to chyba jakieś szarańcze. Spróbował wstać delikatnie, by nie obudzić dziewczyny, ale gdy się podnosił, zadrżała z zimna i zaczęła się wiercić mamrocząc coś pod nosem. Opadł więc z powrotem na poduszki i przymykając oczy starał się wyluzować. Po chwili zapadł w niespokojny sen pełen łaskoczących włosów, krótkich koszul nocnych i chłodnych dłoni na gorącej skórze. 
   Obudziło go kręcenie się wtulonej w niego osóbki. Po chwili poczuł na szyi łaskotanie otwieranych rzęs i muśnięcie ziewających ust. Brunetka zamrugała jeszcze kilkakrotnie, odpędzając resztki snu i najwyraźniej również próbując odnaleźć się w sytuacji. Jej palce wyplątały się delikatnie z jego włosów i sunęły wzdłuż umięśnionej klatki piersiowej, zostawiając za sobą ślady z gęsiej skórki. Lilith zatrzymała rękę natrafiając na własną nogę, ciągle obejmującą Ichigo i uniosła się na łokciu, spoglądając prosto w jego otwarte, brązowe oczy. 
   - Dzień dobry Truskaweczko – zamruczała rozkosznie, całując go w policzek.
Ichigo już chciał się podnieść, wpić w jej kształtne, uśmiechnięte usta i poczuć ją w końcu całym sobą, gdy ona zwinnie wyślizgnęła się z jego uścisku, wstała z posłania i rozciągnęła się aż strzeliły jej kości. A on mógł jedynie obserwować jak lekko unosi się na niej jego bluzka. Po chwili zniknęła za drzwiami łazienki, posyłając mu jeszcze przez ramię słodki uśmiech.
   - Dzień dobry Lil.. – westchnął z rezygnacją i opadł na poduszki. 

***

   Jak tylko z powrotem zagłębili się w uliczki Seireitei, wyśledził ich Ikkaku. Czekał za najbliższym zakrętem, kucając na murze i szczerząc się potwornie. Złożył im propozycje nie do odrzucenia polegającą na wzięciu udziału w treningu Jedenastego Oddziału. Ichigo błyskawicznie zaczął szukać w głowie wymówki. Że są zmęczeni? Nie, przecież wracają właśnie z urlopu. To może, że muszą odpocząć po podróży? Nie, przecież ich podróż trwała najwyżej godzinę. Hmm, że.. Nie zdążył nawet sformułować do końca nowego pomysłu, bo Lilith wyraziła entuzjastyczną zgodę i pociągnęła go za rękę w stronę baraków Jedenastki. Kilka minut później przekonał się, że walką nigdy nie pogardzi i nic nie jest jej w stanie jej powstrzymać. Nawet letnia sukienka i sandałki na obcasach. Stała przed całym oddziałem, składającym się z rosłych, umięśnionych mężczyzn, uzbrojona jedynie w drewniany miecz, który w porównaniu ze wzrostem niektórych osobników, mógł służyć im spokojnie za wykałaczkę. Z dzikim okrzykiem, prawdopodobnie podpatrzonym u Ikkaku czy Zarakiego, rzuciła się w sam środek tłumu, zajadle uderzając, wymachując, kopiąc i nokautując. Na koniec stała spokojnie, z mieczem zarzuconym na ramię, a dookoła niej leżały, porzucone bezwładnie ciała walecznych Shinigami. 
   - Macie bardzo słaby oddział – mruknęła lekko w stronę Ikkaku, jakby wcale nie mówiła o najsilniejszej jednostce bojowej w całym Seireitei, opadła na werandę koło Yumichiki, który poczęstował ją czarką sake. 
Madarame całą walkę stał koło Ichigo i zachwycony śledził każdy ruch dziewczyny.
   - Jeśli ty się z nią nie ożenisz, to ja to zrobię – szepnął do Kurosakiego, a ten zaczerwienił się, nie wiadomo czy z oburzenia czy zakłopotania. 

***

   Popołudniową sjestę na tarasie Oddziału Jedenastego, przerwało im przybycie rozgorączkowanego Szóstego Oficera, który z przerażeniem oznajmił, że pani Porucznik płacze i nikt nie wie dlaczego. Był to akurat czas drzemki Kapitana Kenpachiego, którego zbudzenie było surowo wzbronione, pod karą śmierci w okropnych torturach. Nikt nie ośmielił się jeszcze sprawdzić, czy ten przepis nie jest przypadkiem groźbą bez pokrycia i jakoś nikt się do tego nie palił. Zatrwożony więc Szósty Oficer, który nie miał najmniejszego pojęcia o opiece nad dziećmi, przybył, by ktoś uratował sytuacje i nie dopuścił by głośny płacz Porucznik Yachiru doprowadził do przedwczesnego zbudzenia Kapitana. Zjawili się natychmiast w pokoju różowowłosej, która faktycznie siedziała na łóżku i wyła w niebogłosy. Yumichika jako ten, o największej wrażliwości i delikatności, podszedł do niej ostrożnie i próbował uspokoić ją swoim aksamitnym głosem.  Nic to jednak nie dało, a można by i stwierdzić, że tylko uczyniło zawodzenie Yachiru głośniejszym. Yumichika odskoczył od niej jak oparzony, i zasłaniając uszy dłońmi oddalił się na bezpieczniejszą odległość. 
   - Zrób coś.
Lilith podniosła zaskoczony wzrok na zdeterminowanego Ikkaku.
   - Niby co? Pierwszy raz widzę płaczące dziecko – prychnęła widząc jak wybałusza oczy. – W Hueco Mundo nie ma dzieci geniuszu.
   - Jesteś kobietą cholera, użyj swojego wrodzonego instynktu macierzyńskiego!
Lili warknęła, ale podeszła do dziewczynki. Przysiadła na skraju łóżka i objęła roztrzęsioną od szlochu sylwetkę. Pogładziła delikatnie różową głowę.
   - Cśśśś – wyszeptała najczulszym, najsłodszym głosem, od którego Ichigo zrobiło się cieplej na sercu. – Chibi-chan, czemu płaczesz?
Mała rozryczała się jeszcze bardziej i siąkając nosem objęła drobnymi rączkami szyję Sousuke. Próbowała coś powiedzieć, ale szloch skutecznie jej to uniemożliwiał. 
   - Spokojnie Chibi, spokojnie – brunetka mruczała dalej, kołysząc ją lekko w przód i w tył.
  - Boooo.. – jąkała się Yachiru, próbując w końcu coś powiedzieć. – S-skooończyłyyy m-ii się cuuuukierki!
Ichigo zacisnął zęby żeby nie wybuchnąć śmiechem, Ikkaku wyglądał jakby miał się zaraz trzasnąć w twarz, a Yumichika z morderczą miną masował najwyraźniej wciąż obolałe uszy. Jedynie Lili pokiwała ze współczuciem głową i otarła łzy z zarumienionych policzków.
   - Już nie płacz Chibi-chan, Ikkaku pójdzie do sklepu i wróci z cukierkami dosłownie za sekundę – uniosła wymownie brwi spoglądając na Madarame – Prawda Ikkaku?
   - A-ale.. – urwał widząc spojrzenie brunetki – Ta.. prawda.
   - Więc co tu jeszcze robisz?
Madarame z ciężkim westchnięciem zniknął za drzwiami, a Yachiru przestała płakać.
   - Dziękuję Li-Lili – zaświergotała radośnie z wielkim uśmiechem. 
Tym razem to Ichigo miał ochotę zdzielić się w twarz. I zrozum tu kobiety..

***

  Od Jedenastych wracali późnym wieczorem. Było już ciemno i zimno, ale Lilith miała ochotę na spacer w świetle księżyca, a Ichigo nie potrafiąc przezwyciężyć irracjonalnej obawy, że coś jej się stanie gdy będzie sama, zgodził się jej towarzyszyć. Tak więc wędrowali do swoich kwater obierając najdłuższą z możliwych dróg. Szli w ciszy i spokoju, dopóki nie dobiegł ich głośny, pijacki śmiech. I dziwne, bliżej niezidentyfikowane, niedwuznacznie brzmiące odgłosy, których źródła Ichigo wolał nie znać. Ale Sousuke oczywiście była innego zdania, bo pociągnęła go za rękę i wskoczyli na dach pobliskiego budynku. Brunetka najwyraźniej wyobraziła sobie, że jest bohaterką jakiegoś filmu szpiegowskiego, bo pochylona, stąpała cicho, rozważnie i niebywale tajnie. Ichigo wędrował za nią z rękami w kieszeniach. Doszli do drugiej strony dachu, który wychodził na uliczkę obok. Chowając się za spiczastym wierzchołkiem, wyjrzeli ostrożnie na ulicę. O ścianę kwater Oddziału Drugiego opierała się Kapitan Soi Fon. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że przyciskana do owej ściany była przez fioletowowłosą Yoruichi, której twarz aktualnie była zanurzona w jej biuście. Obydwie chichotały pijacko i oprócz tego wydawały z siebie ciche jęki i westchnienia. Gdy ręka Yoruichi zawędrowała w spodnie Kapitan, z jej ust wyrwał się krótki okrzyk, zaraz stłumiony przez usta Shihoin. Po chwili obie kobiety, zataczając się i pojękując wtoczyły się do budynku, zatrzaskując za sobą drzwi z głośnym łomotem. Ichigo i Lilith milczeli przez chwilę. 
   - To lesbijki – oświadczyła w końcu Sousuke.
   - Brawo Lil, wielkie umysły myślą podobnie.
Lili, co dziwne, nie zareagowała na zaczepkę. Siedzieli w ciszy, aż w końcu brunetka wybuchła głośnym, niepochamowanym śmiechem. 
      - Już nigdy nie będę mogła spojrzeć w twarz Kapitan Soi Fon – wystękała ocierając łzy rozbawienia.
   - To ty chciałaś bawić się w detektywa – wypomniał jej Kurosaki uśmiechając się i łapiąc ją za nadgarstek, gdy ze śmiechu straciła równowagę. 
Obserwując jej roześmianą, zarumienioną twarz, oświetloną bladym blaskiem księżyca, uświadomił sobie coś nagle. Wolną ręką poprawił kosmyki czekoladowych włosów, które przykleiły się do wciąż mokrych policzków. Przesunął rękę z jej nadgarstka chwytając ją za dłoń. 
   - Hmm.. Lil? Chciałabyś.. – zawahał się, gdy uspokoiła się i spojrzała na niego pytająco – Zostałabyś.. Moim Porucznikiem?
Przez chwilę wydawała się zdziwiona, ale zaraz uśmiechnęła się szeroko. Z entuzjazmem pokiwała głową i ciągnąc go za sobą, zeskoczyła na uliczkę. Skierowali się do kwater, ciągle trzymając się za ręce. 
   - Czyli mogę ciągle z tobą mieszkać?
   - Czemu miałabyś ze mną nie mieszkać?
  - No wiesz, myślałam, że jak już wszyscy uznają mnie za w pełni poczytalną i skończysz się mną opiekować..
   - Zawsze będę się tobą opiekować i możesz mieszkać ze mną tak długo jak chcesz.


________________________


Witam :D
Tak tu dowaliłam z YoruSoi.. W sumie nigdy jakoś nie wierzyłam w ich związek, ale tutaj mi cholernie pasował, nie miejcie mi tego za złe ;D

Pozdrawiam, ;3