środa, 26 czerwca 2013
Rozdział 7
Lilith piła popołudniową herbatę w towarzystwie Kapitana Ukitake, Shinjiego i Kyoraku. Chociaż podejrzewała, że w filiżance tego ostatniego więcej jest sake niż esencji. Ichigo był w siedzibie Oddziału Pierwszego by załatwić sobie urlop na odwiedziny u rodziców, choć Sousuke uważała to za stratę czasu, bo poniekąd i tak miał już wolne żeby zajmować się nią. Właściwie to to całe jego zwierzchnictwo i 'opiekuństwo' powinno być dla niej krępujące i irytujące, w końcu jakby nie patrzeć, była samowystarczalną, dorosłą kobietą, ale jakoś dziwnie jej to nie przeszkadzało. Przyzwyczaiła się do jego ciągłej obecności i nie mogła sobie wyobrazić mieszkania samej, gdy dowództwo uzna, że jest już w pełni zresocjalizowana.
- Ziemiaaaa do Lili – przeniosła wzrok na Hirako, który najwyraźniej próbował się z nią porozumieć – Już tak nie tęsknij, w końcu po ciebie przyjdzie nie? – wyszczerzył się figlarnie, prezentując idealne, białe uzębienie.
- To druzgoczące, że mała Lili-chan nudzi się w naszym towarzystwie.. – Westchnął teatralnie Shunsui – Wiem, że nie jesteśmy pewnym rudowłosym młodzieńcem, no ale..
- Ach jak te dzieci szybko dorastają – roztkliwił się Jushiro z ojcowskim uśmiechem.
- Dobrze się bawicie? – Warknęła, ale nie mogła powstrzymać uśmiechu.
- Przepraszam Kapitanie, nie mogę Kapitana wpuścić - rozległ się nagle zza drzwi głos jednego z nadgorliwych oficerów Jushiro.
- Bo?
- Kapitan Ukitake jest właśnie w trakcie ważnego spotkania, nie można mu przeszkadzać.
- Zapewniam, że nie będzie miał nic przeciwko – drugi głos był wyraźnie zirytowany.
- Z całym szacunkiem ale nie mogę.
- Niby czemu?
- Cokolwiek robi Kapitan Ukitake, jest zapewne czymś niesamowicie ważnym i pilnym, a gdyby Kapitan spodziewał się Kapitańskiej wizyty, to by mnie o tym poinformował. Więc muszę tu stać i pilnować, by nikt nie przerwał ważnych zajęć Kapitana Ukitake, Kapitanie.
- Weź nie pieprz i otwórz mi te drzwi!
Członkowie ważnego spotkania zaśmiali się głośno, podczas gdy Jushiro westchnął ciężko i wstając z podłogi, skierował się w stronę drzwi, rozsunął je i położył rękę na ramieniu swojego Trzeciego Oficera.
- Spokojnie Kotsubaki-kun, nie mam nic przeciwko obecności Kapitana Kurosakiego – oznajmił z dobrotliwym uśmiechem.
- Hai! – Mężczyzna zasalutował i zwrócił się w stronę zdenerwowanego Ichigo – Zatem ma Kapitan pozwolenie, zapraszam!
- Och, dzięki serio – burknął sarkastycznie rudowłosy. – Ale chciałem tylko zabrać Lilith.
Jushiro wrócił na swoje miejsce, a Ichigo stanął w drzwiach opierając się o framugę.
- Nie napijesz się z nami? – Zaproponował Kyoraku, siorbiąc radośnie herbatę-sake.
- Może innym razem.. Lil idziesz?
Dziewczyna spokojnie dopiła swój napój i wstała powoli z poduszki, rozciągając zastałe mięśnie. Ichigo przewrócił oczami.
- Spokojnie Kurosaki, wyluzuj, nikt ci dziewczyny nie ukradnie.. - Mruknął Hirako, z bezczelnym uśmieszkiem obserwując ruchy brunetki.
Ichigo westchnął, oparł głowę o framugę i cierpliwie czekał, aż Lilith pożegna się z Kapitanami. W końcu minęła go w drzwiach, na odchodnym jeszcze machając mężczyzną i skierowała się w stronę ich kwater.
***
Siedział na stołku przy kuchennym blacie i czekał. Lilith jak to typowa kobieta – trzeba było na nią czekać. Teraz na przykład czekał aż zapakuje w końcu potrzebne rzeczy. A choć planował zostać u rodziców tylko na jedną noc, to oczekiwał właśnie, aż brunetka sprezentuje mu całą listę rzeczy, jej zdaniem niesamowicie koniecznych, a jego wręcz przeciwnie. Siedział więc i czekał, prawie cierpliwie, gdyby nie liczyć nerwowych westchnięć i rytmu wybijanego palcami na drewnianym blacie. Zastanawiał się jaki sposób wymyśli dziewczyna, by wrobić go w noszenie jej torby i czy będzie on na tyle skuteczny, by nie odmówił. Z błogą ulgą zarejestrował dźwięk otwieranych drzwi, odwrócił się i dostrzegł Lili wychodzącą ze swojej sypialni. W końcu się doczekał. Miała na sobie delikatną, dziewczęcą, fioletową sukienkę, a za sobą ciągnęła ciężką torbę, która psuła efekt, więc Ichigo zastanawiał się, czy od razu jej nie zabrać. Ale postanowił, że poczeka i zorientuje się jaki tym razem kreatywny sposób przekonywania wymyśliła brunetka.
Puściła ramię torby gdzieś na środku pokoju i z uśmiechem skierowała się w stronę Kurosakiego. Stanęła bardzo blisko i otaksowała wzrokiem jego umięśnioną klatkę piersiową, odzianą w czarną, przylegającą koszulkę. Dotknęła palcem wskazującym jego torsu, przejechała nim delikatnie w górę, muskając wystający obojczyk, jabłko Adama, silne kości policzkowe i zatrzymując się na lekko zaczerwienionym policzku.
- Takie rozsadzające skórę bicepsy muszą się do czegoś przydać, prawda? - szepnęła mu do ucha - Więc może wyświadczysz przysługę niewiaście w potrzebie i poniesiesz jej torbę?
Odsunęła się zwieńczając swoją prośbę słodkim uśmiechem i odwracając się, przesunęła jeszcze palcem wzdłuż jego policzka, zahaczając o miękkie usta. Skierowała się do przedpokoju.
Ichigo podnosił z ziemi jej ciężką torbę, z poczuciem, że wpadła na nowy, świetny pomysł. Może to dlatego tak długo siedziała w pokoju?
***
Wyszli z Dworu Czystych Dusz przez Bramę Północną i skierowali się w stronę domu rodziców Ichigo. Daleko nie mieli, bo domostwo znajdowało się w Pierwszym Okręgu Rukongai, tym najbogatszym i jednocześnie leżącym najbliżej Seireitei.
Gdy dochodzili na miejsce Ichigo od razy wyczuł energię duchowe należące do jego sióstr. Wspięli się na drewniane schodki werandy i bez pukania, Kurosaki otworzył drzwi. Wszedł jednak pierwszy, by nie narazić Lilith na spotkanie z atakującym ojcem. Isshin mimo swojego wieku, wieku syna i jego wysokiej rangi, ciągle miał zwyczaj atakować go na powitanie kopniakiem lub prawym sierpowym, ale przestało mu się to udawać już półtora wieku temu. Wkroczył do ciemnego korytarza i gestem nakazał brunetce zatrzymać się przy drzwiach, sam przeszedł zaledwie kilka kroków dalej, gdy z jednego z bocznych pokoi wyskoczył jego ojciec.
- Ichiiiiiiiiigo! Kochany synek wreszcie odwiedził staruszka! – Zawył i rzucił się na rudowłosego.
Ichigo nie wiedział, czy ojciec chce go przytulić, czy to jakiś nowy podstęp na pokonanie go, więc zapobiegawczo odsunął się, a Isshin lądując na ziemi, przeszorował jeszcze kawałek podłogi i zatrzymał się u stóp Lili.
- Dzień dobry – zamruczała uśmiechając się wesoło i pochylając lekko, nad wytrzeszczającym na nią oczy mężczyzną.
- Dobry boże! – Kurosaki senior zerwał się na równe nogi i uściskał serdecznie zaskoczoną dziewczynę – Czy mój syn właśnie przyprowadził do domu dziewczynę? Nie wierzę, Masaki, kochanie słyszałaś?!
Ichigo coraz bardziej żałując, że zabrał ze sobą Sousuke, uderzył odrobinę zbyt mocno głową w ścianę i kolejny raz tego dnia czekał. Tym razem, aż ten cały cyrk się skończy. Postanowił darować sobie trud przekonywania ojca, że Lilith nie jest jego dziewczyną. I tak by to nic nie dało, Isshin był głuchy na wszystko czego nie chciał słyszeć. Z pomieszczenia z którego wyskoczył senior, wychyliła się teraz piękna kobieta o długich, jasno rudych włosach. Przytuliła mocno swojego syna, ale zaraz ustąpiła miejsca radosnej Yuzu, w której oczach błyszczały łzy wzruszenia. Karin skinęła tylko Ichigo i stała w drzwiach przyglądając się Lili. Masaki podeszła do brunetki i odsuwając delikatnie swojego męża, uściskała ją na przywitanie.
- Lilith Sousuke – przedstawiła się uprzejmie brunetka. – Miło mi państwa poznać.
- Aaaach więc to ty narobiłaś tyle zamieszania w Seireitei – Isshin odezwał się radosnym tonem, jakby mieszanie w Seireitei co najmniej go bawiło.
- He, skąd wiesz? – Zdziwił się Ichigo przechodząc do salonu.
Wszyscy udali się za nim i po chwili siedzieli na poduszkach przy niskim stoliku.
- Karin poinformował o tym Toshiro-kun, na jednej z tych ich schadzek – szturchnął siedzącą koło niego Lilith łokciem i mrugnął do niej porozumiewawczo. – Jeśli wiecie co mam na myśli.
- Zamknij się tato – burknęła chłodno czarnowłosa zakładając ręce na piersi.
***
Był już późny wieczór. Po tym, jak Isshin z cwanym uśmiechem poinformował Lilith, że niestety z powodu małej ilości pokoi, musi nocować z Ichigo, wszyscy życzyli sobie dobrej nocy i udali się do swoich sypialni. Wykąpany już Ichigo leżał leniwie na posłaniu z rękami założonymi za głowę. Z łazienki dobiegał go uspokajający szum prysznica i co chwilę mrugając, powstrzymywał się by nie zapaść jeszcze w sen. Po kilkunastu minutach drzwi otworzyły się, wpuszczając do pokoju chmarę pary i wyszła z nich Lili odziana w króciutką i cienką koszulkę nocną.
- Tak z czystej ciekawości, z kim byłaś na zakupach? – Mruknął od niechcenia Ichigo, odwracając wzrok od jej nagich ramion.
- Z Rangiku, a co?
- Nic, mogłem się domyślić – westchnął ciężko. – Ale noce tutaj są cholernie chłodne.
- Najwyżej przytulę cię do ciebie – oświadczyła pogodnie, wzruszając ramionami.
Ichigo podniósł się do siadu, ściągnął swoją bluzkę z długim rękawem i rzucił ją zaskoczonej dziewczynie. – Ubieraj się bo zmarzniesz.
- A ty?
- Mnie grzeją te rozsadzające skórę bicepsy, ty masz same kości.
Żachnęła się, ale przeciągnęła przez głowę trzymane ubranie. Po całkowitym założeniu, bluzka okazała się dłuższa od jej pidżamy, a szerokie rękawy całkowicie kryły jej drobne dłonie. Spełniła swoją groźbę przesuwając do niego swoją matę i błyskotliwie zauważyła, że i tak musiałaby to zrobić, bo jest tylko jedna kołdra. A Ichigo wiedział już, że to nie przypadek, tylko kolejny podstępny plan Isshina. Położył się na plecach i czekał cierpliwie, aż Lilith w końcu znajdzie sobie wygodną pozycję. Okazało się, że wygodne jest jego ramię, na którym ułożyła głowę, wtulając się w jego bok. Objął ją delikatnie w pasie ręką na której leżała i zarzucił na nich obojga ciepłą kołdrę. Zasypiał czując tuż pod nosem jej słodki, owocowy zapach.
__________________________
Dobryyyyy boże! Jak teraz czytam te rozdziały to widzę, że są tak pozbawione jakiegoś głębszego sensu i przekazu.. No ale w sumie dlatego właśnie powstał ten blog - bo uwielbiam słodkie sceny w opowiadaniach, no i uwielbiam Ichigo, więc postanowiłam połączyć te dwie rzeczy. W związku z tym jest blog o samych słodkich scenach z udziałem Ichigo xD
Zisu-san - kochana, ostatnio nie miałam jakoś weny na odkrywanie nowych opowiadań. Wczoraj skończyłam oglądać drugi raz cały Bleach (a raczej jarać się tym, jak seksowny jest Ichigo), więc pewnie niedługo zabiorę się za twojego bloga ;D Cierpliwości i szczerze dziękuję za twoje komentarze ;3
czwartek, 6 czerwca 2013
Rozdział 6
Zgrzyt uderzającego o siebie gwałtownie metalu, ciche kroki odskakującego wojownika, ciężkie odetchnięcie, ponowne natarcie i ponowne wycofanie.
Lilith w końcu odzyskała swoje czarne Zanpakutou i teraz prowadziła zaciętą, wyrównaną i brutalną walkę z Kapitanem Oddziału 11. Członkowie jednostki mieli to potraktować jako trening, więc Ichigo stał w grupie Shinigami otaczającej rozległą polanę i obserwował pojedynek. Niezbyt podobał mu się fakt, że jego podopieczna zupełnie nie przejmując się swoim bezpieczeństwem, rzuciła się w wir walki nie zwracając nawet uwagi na małe ranki, co chwile pojawiające się na jej skórze. Jęknął ze zrezygnowaniem, gdy ciało dziewczyny ze świstem przeleciało przez całą długość polany i z głośnym hukiem rąbnęło o najbliższe drzewo. Zachłysnęła się powietrzem, a z jej usta pociekła stróżka krwi. W miejscu gdzie jej plecy stykały się z korą, ujrzał małe, białe drobiny, wirujące w powietrzu, ale po chwili dziewczyna najwyraźniej odzyskała kontrolę i jej ciało wróciło do normy. Podpierając się na mieczu, wstała chwiejnie i mamrocząc przekleństwa, zakaszlała i wypluła na trawę gromadzącą się w jej ustach krew. Zaraki podszedł bliżej z wariackim uśmiechem na ustach i częściowo rozerwanym, zakrwawionym kimonie.
- Już starczy łomotu? Pokaż mi wreszcie swoją formę Shikai!
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i przymykając oczy, wyciągnęła katane przed siebie i wykonała ten sam ruch, który przerwał jej Byakuya na wzgórzu. Gdy jej palce przejechały po ostrzu, zamruczała cicho, lecz wyraźnie – Terasu.. Kuroi Kaminari! (Lśnij Czarna Błyskawico)
Wstążka wystająca z rękojeści miecza oplotła jej przedramię, błyszczące ostrze wydłużyło się i nabrało srebrzystego połysku, a jej sylwetkę objęła czarna, elektryzująca powłoka. Ilość Reiatsu wydobywająca się z jej ciała była tak wielka, że zerwał się gwałtowny wiatr, drzewa przechylały się niebezpiecznie to w jedną, to w drugą stronę, a Shinigami otaczający polanę cofali się pod naporem wichury i ciężkiej, potężnej energii. Zaraki zarechotał szaleńczo.
- Niesamowite! – Ryknął radośnie i gwałtownym ruchem zdarł z oka przepaskę.
Czarne i złote Reiatsu wymieszały się ze sobą, a podłoże pod ich stopami zatrzęsło się, Ichigo osłaniając ręką twarz, przed fruwającymi dookoła kawałkami ziemi i piasku, wbił Zangetsu w ziemie i opierając się na nim próbował nie dać się zwiać szalejącej wichurze energii duchowej. Jednocześnie obserwował toczące się starcie, które odbywało się teraz na o wiele wyższym poziomie. Postacie otoczone prawie namacalną energią, walczyły ze sobą w tempie tak błyskawicznym, że dla niewprawionego oka były tylko zamazanymi smugami i zgrzytem uderzającego o siebie metalu. W końcu Lilith wyskoczyła wysoko i lądując na drzewie czekała, aż z kłębów Reiatsu, piasku i kamieni wynurzy się Zaraki.
- Gin Raikiri! (Srebrzyste Ostrze Błyskawicy)
Klingę jej miecza objęła srebrno-czarna, lśniąca poświata, pioruny o wysokim wyładowaniu elektrycznym. Uniosła Zanpakutou nad głowę i zamachnęła się mocno, a błyskawice zsunęły się z jej miecza i siejąc spustoszenie, przeleciały przez polanę i uderzyły w dyszącego ciężko Kenpachiego. Ogłuszający grzmot poniósł się po okolicy, a ciało Zarakiego uniesione do góry, drżało rażone prądem. Po chwili Lili machnęła od niechcenia kataną i zeskoczyła na ziemie, a energia otaczająca Kapitana rozpierzchła się we wszystkie strony i znikła. Przypalone i bezwładne ciało Zarakiego osunęło się na ziemie.
- Ken-chan! – Głośny pisk zaniepokojonej Yachiru rozniósł się po polanie, różowowłosa natychmiast znalazła się przy nim i odetchnęła uspokojona, gdy zobaczyła jego szeroki uśmiech.
- Niesamowite – wymamrotał ostatkiem sił, gdy zobaczył nad sobą pochylającą się Lilith. – Trzeba to kiedyś powtórzyć.
- Oczywiście – odparła wesoło i odsunęła się pozwalając Ikkaku i Yumichice na zajęcie się swoim Kapitanem.
- Liczyłem na to, że pokażesz swój Bankai – mruknął Ichigo, który pojawił się obok niej i starł jej z brody zasychającą już krew.
- Żeby zniszczyć całe Seireitei? Nie dzięki, już mnie to nie kręci – mruknęła, ocierając zakrwawione Zanpaktou o kawałek trawy, który przetrwał ich walkę.
***
Typowy wieczór w Seireitei. Typowa libacja alkoholowa. Typowe spotkanie towarzyskie Shinigami, nad kulturalnie rozlewaną sake. Typowy brak ogłady, chaos, walające się wszędzie puste butelki i nieprzytomni balowicze. Ale to dopiero za kilka godzin.
- Zdrówko! – Wrzasnął Ikkaku, porządnie podchmielony, wznosząc wysoko w górę szklaną czarkę, z której kilka kropel cennego alkoholu skapnęło na stół. – Ups.. – wymamrotał i wychylił kieliszek, nawet się przy tym nie krzywiąc.
- Żadne tam ‘ups’! – Wybełkotała Rangiku – Żadne takie! – powtórzyła robiąc karcącą minę i kiwając mu drżącym palcem pod twarzą – To marnotrawstwo!
- Tak, tak.. Takie tam.. Płynne złoto! – zawtórował jej Kira – A ty je wylewasz!
- Dobra, już mi tu nie pierdzielcie! Polewaj Yumichika!
Lilith siedziała wciśnięta na kanapie miedzy Hisagim i Rukią i zdawała się być jedną z nielicznych, która jeszcze co nieco kontaktowała. Gdy Ikkaku, używając wielu niecenzuralnych określeń i nie do końca zrozumiałych, bełkotliwych zwrotów, opisał poranną walkę Sousuke z Kapitanem Kenpachim, Renji wymyślił jej nową komendę do uwalniania Zanpakutou, o wdzięcznej treści ‘Pierdolnij i zabij’. Musiała mu obiecać, że ją wypróbuje.
***
Czas mijał, alkoholu ubywało, towarzystwo robiło się coraz głośniejsze i z każdą chwilą mniej poczytalne. Naburmuszony Ichigo siedział z podbitym okiem, po kłótni z Renjim, który miał rozciętą wargę. Yumichika przeglądał się w lusterku i poprawiał piórka przy rzęsach, Rukia pochrapywała cicho z głową opartą o ramię mamroczącego coś Kiry. Shuhei leżał bezwładnie pod stołem i gdyby nie sprawdzono mu pulsu, można by go spokojnie wziąć za martwego, Rangiku popełniła właśnie ten błąd i zawodziła teraz w kącie nad śmiercią swojego drogiego Hisagiego. Ikkaku wyzywał na pojedynek wszystkich, którzy trzymali się jeszcze na nogach, ale było ich niewielu i na pewno żaden z nich nie miał teraz ochoty dostać łomotu od pijanego wariata.
Ichigo od pewnego momentu nie widział nigdzie Lilith, więc lekko zaniepokojony skierował się do wyjścia, po drodze omijając zgrabnie drewniany miecz, którym wymachiwał Madarame. Gdy tylko chłodne, nocne powietrze ocuciło go trochę, a zewsząd nie dochodziły do niego odurzające opary alkoholu, wyczuł jej Reiatsu na dachu. Ruszył w tamtą stronę, ześlizgnął się z paru dachówek, zaklął szpetnie i w końcu ją znalazł. I zaczął się zastanawiać jakim cholernym cudem Sousuke śpi sobie spokojnie na dachu, w stanie upojenia alkoholowego i jeszcze nie spadła i nie rozbiła sobie łba. Westchnął cicho na pół rozbawiony, na pół zirytowany i wziął ją na ręce. Całkiem zabawne doświadczenie używać shunpo gdy jest się pijanym, ale gdy dotarł w końcu do domu musiał przytrzymać się chwile ściany, żeby nie upaść. Położył Lili na łóżko, gdzie natychmiast zwinęła się w ciasny, pomrukujący cicho, koci kłębek, a sam skierował się do sypialni. Podejrzewał, że może tam nie trafić, bo już w kuchni tracił kontakt z rzeczywistością, dlatego opadł na miękką kanapę w salonie i natychmiast zasnął.
***
Następnego dnia obudziły go jasne promienie słońca, wpadające przez otwarte okno i świecące prosto w jego zmęczone oczy. Jęknął cicho i zakrył głowę poduszką, przy okazji orientując się, że czuje jakiś dziwny, niezidentyfikowany ciężar na plecach. Pomimo bólu głowy i zdrętwiałego ciała po spaniu na krótkiej, niewygodnej kanapie, uniósł się znad podłokietnika i odwrócił lekko, od razu sycząc cicho i masując skronie. Na jego plecach, po turecku, siedziała Lilith i najspokojniej w świecie przeglądała jakąś książkę.
- Lil.. Co ty wyprawiasz? – Jęknął głucho i opadł na poduszki.
- O, już wstałeś – odparła obojętnie, nie podnosząc na niego wzroku.
Leżał chwilę w ciszy zastanawiając się nad.. osobliwością tej sytuacji.
- Kto to? – odezwała się nagle brunetka, pochylając tak, że prawie na nim leżała i podstawiając mu pod nos oglądaną książkę.
Ichigo rozpoznał album ze zdjęciami z czasów liceum, a na zdjęciu o które pytała Sousuke znajdował się na balu maturalnym, razem z przytuloną do niego Orihime. Uśmiechnął się lekko na to wspomnienie, zamierzał w ogóle nie pojawiać się na imprezie, ale Tatsuki siłą wyperswadowała mu ten pomysł z głowy i nakazała iść do Inoue, która ciągle spławiała chłopaków, w nadziei, że ‘Kurosaki-kun’ w końcu ją zaprosi.
- Koleżanka ze szkoły. Zginęła miesiąc po zrobieniu tego zdjęcia.
- Och. Przykro mi.
- Niepotrzebnie. Żyła kilka lat w Rukongai, ale spotkała młodego szlachcica, zaopiekował się nią i w końcu poprosił o rękę. Mieszkają razem w dworku na obrzeżach Seireitei.
- A co się stało z nimi? – Wskazała na zdjęcie z Chadem, Ishidą i jeszcze kilkoma szkolnymi kolegami.
- Mieszkają w Rukongai. A tu – obrócił na następną stronę, gdzie było zdjęcie jego sióstr i rodziców – jest moja rodzina. Yuzu i Karin mieszkają gdzieś tam ze swoimi rodzinami, raz na jakiś czas spotykamy się wszyscy w domu moich rodziców. Mama zginęła jak jeszcze byłem mały, a..
- A twój tata jako były Shinigami żył w Gigai, więc nie mógł zginąć – weszła mu w słowo.
- No – potwierdził – żył w świecie ludzi jeszcze jakiś czas po naturalnej śmierci moich sióstr, a potem opuścił Gigai i przeniósł się do Rukongai. Długo szukał mamy, aż w końcu mu się udało i znowu są razem.
- Właściwie to dawno u nich nie byłem.. – Zamyślił się chwilę – Ale musiałbym zabrać cię ze sobą.. Spojrzał przez ramię na jej nachylającą się nad nim twarz – Chciałabyś? – Uśmiechnął się gdy pokiwała z entuzjazmem głową.
***
Soul Society od kilku godzin pogrążone było we śnie. Czarne niebo pokrywała szczelnie ciężka zasłona, nie przepuszczając ani jednego księżycowego promienia. Nie było gwiazd. Z chmur nieustannie spływały strugi deszczu, odbijające się z hałasem o dachówki domów w których spokojnie spali Shinigami. Nieliczni wartownicy przy bramach wejściowych i drzwiach baraków drzemali oparci o marmurowe ściany.
W lasach na obrzeżach Seireitei panował niepokój. Zwierzęta jakby wyczuwając coś niezwykłego miotały się niespokojnie, drzewa uginały się pod naporem wichury. Ciężkie krople zamieniły ściółkę w błoto, w którym grzęzły mniejsze stworzonka.
Nagle powietrze na wysokości kilku metrów zgęstniało. Wiatr zwolnił, a deszcze jakby omijał to miejsce. Ciemność przeszyły jasne cząsteczki, materializujące się powoli w błyszczące, rozsuwane drzwi. Z wnętrza czarnego tunelu wyszła postać, powoli opadła na rozmokniętą ściółkę, gdzie podeszwy jej butów zatopiły się kilka centymetrów w błocie. Przejście rozpłynęło się w powietrzu, a ulewa natychmiast przemoczyła samotną sylwetkę do suchej nitki. Cień ruszył naprzód i po chwili zniknął w mroku, pośród drzew.
___________________________
Pozdrawiam kochanych czytelników ;3
Subskrybuj:
Posty (Atom)